Podział na dwie pikiety dawał się we znaki obu grupom. Musiałem przez pierwsze dwa miesiące często non stop dyżurować tygodniami. Miałem zmiany tylko na czas krótkich odwiedzin w domu, żeby się wykąpać, przebrać, zostawić ciuchy do prania i przywieźć czyste. Ale mimo wszystko pikieta ORD-KOMPAS radziła sobie wcale nie gorzej niż pikieta KODE. Bardzo szybko okazało się, że ubytek mojej osoby spowodował dziury w grafiku dyżurów KODE i konieczność alarmistycznych wpisów na Facebooku, typu: „Kinga Kamińska dyżuruje już 32 godziny i nie ma kto jej zmienić!” Ambicja nie pozwalała zaś przyjąć pomocy od wygnanych… Proponował wtedy swoją pomoc Leszek Berger, mój kumpel z czasów opozycji przeciw pierwszej kaczej RP. Odmówiła.

Pomimo iż pikieta KODE miała zasoby ludzkie o parę rzędów większe, nie było tam osoby na tyle dyspozycyjnej by w dowolnym momencie przejęła dyżur na dowolnie długo zanim znalazł się następny chętny na dyżur. U nas z poczatku nie było jeszcze tak źle, dyżurowała ze mną Ewka Jędrzejczyk, potem Ewka Błaszczyk przyciągała swojego partnera i razem dyżurowali. Eks dziennikarz z Wyborczej Kajetan już wcześniej się pojawiał na pikiecie . Obdarzony lekkim piórem, prowadził na Bloxie bloga „Moskwa-Sadowa”. Andrzej Miszk zlecił mu napisanie manifestu pikiety. Początkowo przyjął dostarczony materiał, ale po naradzie z Małgosią, swoją prawą ręką ostatecznie odrzucił. Kajetan strzelił wtedy focha. Pojawił się ponownie dopiero po zejściu Miszka z pikiety.

Pierwsze kłopoty

Chyba na pierwszej czwartkowej naradzie po podziale pikiet zjawiła się była żona Kajetana, ostrzegając nas o jego podłym charakterze. Akurat po coś odwiedziłem sąsiadów, i wysłuchałem tych rewelacji. Jakoś nie chciało mi się wierzyć z spontaniczny charakter tych odwiedzin. W każdym razie o tych rewelacjach powiedziałem zainteresowanym. Impulsywna Ewka zareagowała emocjonalnym wpisem na swoim wallu. W piątek rano dyżur w namiocie KODE miała Iwona Michalczyk, wpadłem do niej w gości. Położyłem się na kanadyjce czekając, aż dokończy pisanie. Pojawił się Henio Sikora i z miejsca na mnie wyskoczył z krzykiem. Jego zdaniem skrzywdziłem Ewkę informując ją o rewelacjach ex Kajetana… Nie podnosząc głowy z poduszki podjąłem rekawicę i przez kilka chwil wymienialiśmy grube inwektywy.

Oczywiście Ewka nie obraziła się na mnie, raczej była wdzięczna. Niestety, kłopoty pojawiały się nadal. Kajetan miał problem i to poważny, nadużywał alkoholu. Sprawiało to Ewce wiele problemów. Niestety, nie miała tyle siły przebicia, żeby go z nałogu wykopać.

Zaczynamy psocić

Największa zmora pikiety KOD PP odeszła w przeszłość. Nikt już nie mógł nam powiedzieć „My tak nie robimy!” Ani „Nie możemy być tacy jak oni”. Mogliśmy wymyślić i przeprowadzić coś, co rządzących zaboli, a naszym da światełko nadziei. Na pierwszy ogień poszedł pomnik budowniczego pomników. KOMPAS sfinansował, ja zmontowałem. Żeby było szybciej początkowo zakosiłem z domu schodki. Identyczne z tymi, na które co miesiąc wdrapywał się kurdupel. W piwnicy wygrzebałem stare buty, troszkę je jeszcze podrasowałem szczotką drucianą. Wyglądały niemal tak źle, jak te noszone przez Liliputina. Schodki musiałem odkupić, ale zanim doszły, pomnik już był gotowy.

Wystawiony przed namiotem zapoczątkował rajd do mediów naszej pikiety. Wspominałem wcześniej o blokadzie medialnej na opozycję uliczną niekodowską. Pikieta ORD-KOMPAS tę blokadę przełamała przebojem. Zdjęcia pomnika rozpowszechnił Sok Z Buraka. To było antypisowskie medium o bardzo dużym zasięgu. Idąc za ciosem wymyśliłem…

Taczki

Pikieta ord-kompas taczki
Pierwsze taczki stanęły przed pikietą. Widok z okna namiotu. Pikieta ORD-KOMPAS była otwarta do ludzi.

Wymyśliłem je tak naprawdę wcześniej, ale wspomniany syndrom tamtej grupy nie pozwolił na realizację. Zasiana przez Kasprzaka i podchwycona przez Kingę Kamińska, Lucynę Łukian i kilka innych osób narracja była zbyt zaraźliwa. Grupa KOMPAS bardzo się do taczek zapaliła, szybko uzbierali na dziewięć sztuk, my się złożylismy na trzy. Mając na uwadze przyszłe potrzeby kupiłem tanią drukarkę laserową Ricoh, i laminator A4 z zapasem folii. Następnie z internetu wybrałem jak najpaskudniejsze portrety przyszłych pasażerów. Kupiłem w Castoramie taczki, przywiozłem w częściach. Skręcałem i wystawiałem przed namiot. Zastanawiając się nad podpisami słuchałem starej playlisty. I to Neil Sedaka podsunął mi iście szatański pomysł: One Way Ticket. Chociaż to były tylko trzy słowa, zawierały mocne przesłanie – bilet w jedną stronę.

Przesłanie negatywne. Próbowałem i do dziś nie znalazłem równie mocnej i zwięzłej treści o przesłaniu pozytywnym… W każdym razie tamto przesłanie trafiło w punkt i do dziś budzi emocje. Taczki nadal czekają na operatorów, którzy wskazanych delikwentów wywiozą na śmietnik historii.

Polsat, Na Temat i Wyborcza

Już pierwszej nocy po wystawieniu taczek obudził mnie jakiś hałas przy nich. Wychodząc z namiotu ujrzałem rozstawioną kamerę Polsatu, i dwóch ludzi robiących przebitkę na taczki. Podszedłem i zagaiłem – Może chcecie coś więcej wiedzieć o tej wystawie? Odpowiedzieli, że szef im kazał tylko sfilmować te taczki. Wróciłem do namiotu. Oczywiście ten materiał nie ujrzał światła dziennego, zniknął w przepastnych archiwach Polsatu. Niemniej coś się ruszyło. Niedługo potem w portalu Na Temat pojawił się artykuł. Autorka pisała, że ktoś przed KPRM postawił taczki, ale nie wiadomo kto to był i po co je wystawił. Artykuł skomentowała Ewka Błaszczyk. Wyjaśniła, że taczki postawiła grupa ORD w proteście przeciwko tej władzy. Pominęła zupełnie udział grupy KOMPAS, która sfinansowała lwią część inwestycji.

Przeszło by to może po cichu, bo Na Temat to niszowy portalik, ale rzecz podchwyciła Wyborcza, oczywiście zamieszczając wyjaśnienia Ewki. Zaczęły się schody… Rafałowi, szefowi grupy KOMPAS, mieszkającemu na stałe w Danii na głowę wsiedli darczyńcy z całego świata, składający się na te taczki. Oczywiście z pretensją, jak to, oni wpłacali, a pod akcją podpisuje się tylko ORD… Rafał zadzwonił do mnie. Obiecałem rzecz wyjaśnić. Poprosiłem Ewkę, żeby temat wyprostowała i przeprosiła Rafała. Zamieściła sprostowanie w Na Temat, ale nic nie mogła zrobić z Wyborczą. I stanowczo odmówiła przepraszania Rafała, tej szowinistycznej męskiej świni…

Ewka Błaszczyk trzaska drzwiami po raz pierwszy

Ponieważ obstawałem przy tych przeprosinach, Ewka strzeliła focha. I jak to ona, zrobiła to wpisem na fejsie, w którym oświadczyła: „Nie będę dłużej znosić towarzystwa męskich szowinistów. Dołączam do Pawła Kasprzaka i jego Obywateli RP, gdzie panuje etos, patos i humus”. Oczywiście nie dokładnie tymi słowy, ale sens oddaję w miarę wiernie… Pikieta ORD-KOMPAS została praktycznie na mojej głowie, choć jeszcze kilka dni była ze mną Ewka Jędrzejczyk. Sama Ewka Błaszczyk udawała, że mnie nie zna paradując codziennie przed oknem namiotu z Kajetanem do Obywateli RP. Pikietujących jako KODE. Nie wytrzymała długo. Najpierw podsyłała Kajetana, żeby pożyczył a to mleka do kawy, a to cukru. Potem przyczłapała sama, pożyczyć plastra na obtartą nóżkę.

Dałem jej ten plaster, a przy okazji powiedziałem, że nie musi tak pieczołowicie mnie unikać, nie zjadam używanych dziewic na śniadanie, a o zmianę przynależności grupowej się nie gniewam. Lepiej czy gorzej potem współpracowalismy w miarę zgodnie i efektywnie. U Obywateli RP też długo miejsca nie zagrzała, ale to już inna i późniejsza historia.

TVN

Pikieta ORD-KOMPAS. Ewka Jędrzejczyk jako bohaterka TVN

Pod koniec pobytu Ewki Jędrzejczyk na pikiecie ORD-KOMPAS pojawiła się ekipa z TVN. Szukali osób młodych, do trzydziestki. Ewka miała 33, ale jej historia zafrapowała ekipę i zrobili z nią program. Na pikiecie, na stacji dializ. To był pierwszy duży materiał o opozycji pozakodowskiej w mediach głównego nurtu. Przełamaliśmy blokadę medialną.

Maciej „Miki” Bajkowski
Zapraszam na Facebooka
Zapraszam na salon24.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *