Dość długo nie pisałam i tym razem nie z lenistwa. Miałam zabieg na me oczęta, dzięki któremu nie zobaczycie mnie więcej w pinglach. Chyba, że przeciwsłonecznych. Oko po laserze musi się regenerować, więc komputer won, kurze na bieżąco wycierane (DOCEŃCIE), żadnego przebywania z palaczami. Teraz jednak zaczęłam odkopywać się ze sterty różnorakich maili, powiadomień i rzeczy do zrobienia. I w moje zniszczone ciężką pracą ręce wpadła… informacja prasowa od KRD.

Krajowy Rejestr Długów alarmuje, że Polacy mają długi. Masło maślane? Sorry, może nie doszłam jeszcze do siebie. Ja już chyba nie figuruję w KRD, komornik bezprawnie zapolaczył co tam sobie chciał, no i jestem wolna od długów. Choć to raczej pyrrusowe zwycięstwo. A właśnie, Ewentualni Czytelnicy, nikomu nic nie wiszę? Nie? Wolę się upewnić. No to idziem dalej.

„Długi mieszkaniowe Polaków liczone są w milionach!”

Spóźniliście się kiedyś z czynszem? Kto nigdy tak nie miał, niech pierwszy rzuci umową najmu. Statystyki pokazują, że skala pauperyzacji naszego społeczeństwa nie była tak monstrualna już od dawna.

Czynsze rosną niczym nieabortowane płody. Drożeje prąd, gaz, woda, żywność…. no ogółem wszystko. Ludzie zalegają z czynszem, bo po prostu ich na niego nie stać. Średnie zadłużenie lokatora wynosi teraz, bagatela, 15 kafli.

„Należności dałoby się odzyskać, gdyby zarządy spółdzielni i zarządcy administrujący wspólnotami
podjęli zdecydowane działania” – płacze KRD. Zastanawiam się, jakie? Eksmisje na bruk? Odcinanie prądu i gazu? Podniesienie czynszu jeszcze bardziej? Zainstalowanie gołębnika na poddaszu? Podrzucenie robactwa? Ale to już było…

Panuje opinia, że niepłacący lokatorzy to naciągacze, najczęściej w postaci maDek z bombelkami, choć ostatnio “winą” za zadłużenie obarcza się uchodźców. Gdzie leży prawda? Być może w niepozornie wyglądającej liczbie 18,4% (w chwili, kiedy to czytasz, może być większa).

Smutna prawda jest taka, że wielu z nas od zadłużenia dzieli jedna niewypłacona pensja, czasowa niedyspozycja do pracy czy… kreatywność landlorda, który dopieprzy się do miniaturowej rysy na podłodze i zdecyduje się obciążyć nas finansowo. Jak pisałam, ludzie niechętnie przyznają sami przed sobą, że są biedni. Wolą uważać się za klasę średnią. Sama również się na tym złapałam – odkąd moja sytuacja finansowa uległa pewnej poprawie, czuję pokusę wydawania floty na rzeczy zbędne. 

Należności (słusznej?) zwrot

Od 2020 roku wszystko powoli plajtuje, tylko Orlen jakoś nie może. Ale to tak na marginesie. 

Mieszkam od pewnego czasu na przeuroczym osiedlu Przyjaźń. Nie mamy już tu osiedlowego spożywczaka, bo splajtował. Po kiosku została tylko plastikowa rama z napisem “Fakt”. Bar Country, położony w sercu osiedla, też ledwo przędzie – czynsz podnieśli, a parkingu nadal nie naprawiono, przez co ludzie niechętnie tam przychodzą. Największym wstydem jest jednak klub “Karuzela”. Ten największy na Mazowszu drewniany obiekt kulturalny działał nieprzerwanie od lat 50. Upadł dwa lata temu,stoi i niszczeje. Powinien już dawno, wraz z całym osiedlem, zostać wpisany do krajowego rejestru zabytków, jednak figuruje tylko w gminnym, skąd można go wykreślić zwyczajnym głosowaniem.

Z nieoficjalnego źródła wiemy, iż zarządzająca osiedlem Akademia Pedagogiki Specjalnej nie chce brać już udziału w kolejnym przetargu na zarządzanie osiedlem, dlatego usiłuje z niego wyciągnąć zysku ile się da. Czynsze, jak na Warszawę, nie są może wygórowane, jednak APS niewątpliwie na tym zarabia. Gdyby jeszcze łączyła się z tym troska o zabytek! Niestety, “Karuzeli” nikt nie remontuje. A gdy rozpadnie się sama, to co się stanie z terenem? Chyba nie trzeba się specjalnie zastanawiać. 

Ptaszki ćwierkają jednak, że mieszkańcy nie są obojętni i planują czynem społecznym uchronić Karuzelę i resztę osiedla przed zakusami deweloperów, a sam klub oddać w ręce mieszkańców. 

Wracając do zadłużenia czynszowego. Wiele lokali komunalnych pozbawionych jest centralnego ogrzewania. Ich mieszkańcy są więc zmuszeni do ogrzewania swego lokum prądem (co kosztuje krocie) lub palenie byle czym (co też skutkuje mandatami). Spirala długów jest więc czymś, w co wcale nietrudno wpaść. 

No i nie zapowiada się, by sytuacja miała się poprawić. Obserwuję sobie czasami oferty najmu i łapię się za głowę. Harry Potter w komórce pod schodami miał więcej miejsca, niż teraz oferuje się lokatorom. Serio dziwię się, że ktoś godzi się na wynajem przerobionego schowka na szczotki. Z drugiej strony — jaka alternatywa? Ktoś przyjeżdża do większego miasta za pracą czy na studia, nie ma znajomości, nie zna lokalnego rynku najmu, a chcą z niego zdzierać 3/4 pensji. A państwo polskie ma to w dupie.

Pewną nadzieję niesie wchodzący życie program Społecznych Agencji Najmu, o którym to szerzej rozpisuje się Habitat for Humanity, więc nie będę lać wody. Niedawno również złapano fałszywego landlorda, który pokazywał ludziom mieszkania (wynajęte wcześniej na godziny), brał zaliczki i znikał. To jednak niestety w dalszym ciągu kropla w morzu.