Mało co mnie tak bawi, jak zakute łby, brandzlujące się do bożka Świętej Własności Prywatnej. Nie wiem, co za tym stoi – syndrom sztokholmski, niespełnione aspiracje do bycia posiadaczem, czy zwykła ludzka małostkowość. I nie, nie mówię tu o sytuacji typu “siostra pożyczyła moje dżinsy bez pytania i nie mam w czym pójść do szk*ły”… (Tu już mówimy o własności osobistej, nie prywatnej, ale przejdźmy do meritum)

A więc do rzeczy.

Otóż mieszkam ja sobie na osiedlu Przyjaźń w Warszawie. Kto nie zna – są to drewniane domki, pozostałe po budowniczych Pałacu Kultury, a ich historię możecie poczytać pod tym linkiem. Obecnie pełnią funkcję akademików, ale są wśród nich także mieszkania socjalne i mieszkania na wynajem (w jednym z nich mieszka od trzydziestu lat mój wujek, jako dawna kadra UW).

Od typowych akademików różnią się tym, że może zamieszkać tam każdy posiadacz legitymacji studenckiej, a i uczniów szkół policealnych tam przyjmują. A potem już nikt się nie wtrąca, nie ma kart mieszkańca, nikt nie pilnuje na wejściu – dostajesz klucze i mieszkaj! Coś jak niewielka kawalerka, ale ze wspólną łazienką. Idealna sytuacja przy obecnych cenach najmu.

Ale ma też pewne mankamenty. Administracja osiedla nie zapewnia lodówek, kuchenek i pralek. Dwa pierwsze wymienione sprzęty AGD są do skołowania. Z pralkami gorzej. Nie zamontujesz sobie przecież takowej w swoim pokoju. Choćby dlatego, że ujęcia wody są jedynie w częściach wspólnych.

No właśnie, kurwać, WSPÓLNYCH!

Wydawałoby się, że skoro pralka jest tak zwanym dobrem trwałym, z którego mogą korzystać naprzemiennie różne osoby – najlepszym rozwiązaniem byłoby uspołecznienie jej. Ewentualnie za symboliczny czteropak dla fundatora. 

Nie wszyscy jednak tak uważają. 

W moim domku, w części wspólnej (zwanej różnie – kuchnią, pralnią, suszarnią, ciężko właściwie określić, co to jest) znajdują się cztery pralki. C-Z-T-E-R-Y!!!

Tylko co z tego, skoro żadnej nie mogę używać?

Ale jak to – zapytacie? A tak to:

Wśród właścicieli pralek znalazł się jeden sprawiedliwy, który nie wprowadzał żadnych ograniczeń w użytkowaniu. Sama oferowałam mu, że się dołożę, on jednak powiedział, że najpierw trzeba wymienić grzałkę. Bo to przyzwoity człowiek jest.

Skorzystałam więc z pralki, proponując jej fundatorowi browara, ale… jest jeden szkopuł. Wspólna pralka znienacka skapitulowała. Nie odciągała wody, nie wirowała, zatrzymała się w pewnym momencie, wyświetlając błąd 5E.

Kiedy po wielu próbach zrestartowania owej maszyny, włączenia programu wirowania, kilkukrotnym czyszczeniu filtra, w końcu udało się ją otworzyć i odzyskać swoją tekstylną chudobę – musiałam ją wyciągać z zalegającej w bębnie wody. Ponieważ ciuszki były mokre, jakbym je wprost z Odry wyłowiła, musiałam znaleźć jakiś sposób na ich odwirowanie. Użyłam więc pralki stojącej obok, co zajęło kilka minut… i już mogłam się cieszyć pachnącą garderobą, dumnie schnącą na sznurku.

Afera jednak zaczęła się dzisiaj.

Na jednej z pralek (akurat tej, w której wirowałam) umieszczono krzykliwą kartkę głoszącą, że THIS IS PRIVATE PROPERTY!!!111 NO ONE IS ALLOWED TO USE!!!111

Pewnie bym w ogóle o tych prywaciarskich gryzmołach nie wiedziała, gdyby nie pełna świętego oburzenia wiadomość na naszym grupowym czacie. 

Otóż ktoś się wkurwił i uprzejmie odpisał po angielsku, że w takim wypadku ktoś powinien wsadzić sobie tę PRYWATNĄ  pralkę w swoje PRYWATNE dupsko, bo chciwość nie popłaca. Większość osób w takiej sytuacji mogłaby się zirytować, co jest zupełnie zrozumiałe, ale jeszcze bardziej zrozumiałe jest, że ktoś się wkurwił, bo nie mógł spełnić swoich podstawowych potrzeb higienicznych. OK, może lepiej byłoby napisać: “then take it to your PRIVATE room”, no ale cóż. 

Wyszła z tego gównoburza godna lepszej sprawy. 

Pewne dwie panny spędziły najwidoczniej popołudnie napierdalając w klawiaturę:

  • że WłAsNoŚć pRyWaTnA
  • że ona się składała na tę pralkę z gronem dobrych przyjaciół, i tylko oni mogą używać, bo inaczej pralka się popsuje (xD)
  • wŁaSnOśĆ pRyWatNa!!!111
  • że abuse, threatening and thievery;
  • że skorzystanie z czyjejś pralki to taka sama zbrodnia, jak zachachmęcenie komuś floty z portfela;
  • że na dodatek jeszcze abuse, threatening and thievery;
  • że ktoś obraził ich honor;
  • że RASIZM.

Po tym ostatnim opadły mi ręce. 

Oskarżenie totalnie z dupy. Dlaczego odpowiadanie złośliwością na złośliwość odebrali jako rasizm? Cholera wie, może argumentów zabrakło. Jak dla mnie, mogliby być nawet z San Escobar. Dzbaństwo nie ma narodowości.

Zaręczam Drogim Ewentualnym Czytelnikom, że “rasista” to chyba jedna z ostatnich rzeczy, jaką można o mnie powiedzieć. Ale i mnie o to oskarżyli. Dlaczego? Lajkowałam wiadomości kolegi. A jego czemu oskarżono o rasizm? Nie zgadniecie. Podsumował to jałowe pierdolamento o WłAsNośCi PrYfFaTnEj obrazkiem z sierpem i młotem na czerwonym tle. Nie widzę w tym absolutnie nic rasistowskiego, ale nasi azjatyccy sąsiedzi już tak. Co ciekawe, to prawdopodobnież oni nakleili jednemu Białorusinowi na drzwiach pięknie wystylizowany napis, że ma nie słuchać muzyki okupantów. Tak, słuchanie Molchat Doma też jest niemile widziane… Jasza, przyjeżdżaj z głośnikiem, powkurzamy ich troszkę!

Opisuję to jako w sumie śmieszną anegdotę, ale w zasadzie to jest smutne. Mam wrażenie, że od wybuchu pandemii, społeczeństwo jest coraz gorsze. Obsesyjny legalizm, społeczne przyzwolenie na bycie konfidentem, oportunizm, małostkowość i kolektywne walenie konia do bożka Świętej Własności Prywatnej sprawiają, że coraz częściej rozważam emigrację. Podobne spostrzeżenia mają niektórzy moi znajomi migranci z zagranicy.

Święta Własność Prywatna. A gdzie wspólnota?

Aha. Proponowałam właścicielom Błogosławionej Pralki, że dorzucę się, by móc z niej także korzystać. Nie dostałam żadnego odzewu, jednak dzisiaj napisali elaborat na temat, że zrzucili się na pralkę WITH THEIR GROUP OF GOOD FRIENDS, bo kiedyś, jak mieli wspólną, to ludzie jej zbyt intensywnie używali i się spieprzyła. Powszechnie wiadome jest, że pralki są mądre i zużywają się tylko wtedy, gdy korzystają z nich niepowołane osoby. Jeśli ciuszki należą do THEIR GROUP OF GOOD FRIENDS, pranie idzie jak po maśle! Żaden z Wielmożnych Posiadaczy Pralki nie był zainteresowany rozwiązaniem typu “ok, skoro wy ją kupiliście, to wam się dorzucę”. Oni w ogóle nie chcieli, żeby ktoś spoza ich kółka wzajemnej adoracji używał pralki. Bo nie.

Na szczęście nie jestem skazana na chodzenie w łachach upie*dolonych niczym stół u Durczoka. Mam sto metrów dalej wspomnianego wujka, mam na tym osiedlu koleżanki, a majtki upiorę ręcznie. Z kolegami z akademika postanowiliśmy zrzucić się na pralkę do kolektywnego użytku. Pytanie jest jedno: jeśli Wielmożnym Posiadaczom Pralki drogocenny sprzęt AGD odmówi posłuszeństwa, to co wtedy? Będą korzystać z naszej? Hmm… 

Ech, gdyby istniało jakieś Wolne Terytorium, do którego mogłabym radośnie spierdolić Corsaczanką…