Walki o przywództwo toczyły się pod dywanem, pikieta żyła swoim życiem 24 godziny na dobę. A w zasadzie pikiety, ponieważ równolegle do naszej trwała pikieta KOD-u Kijowskiego. Te światy, odległe od siebie o kilkadziesiąt metrów prawie się ze sobą nie stykały, ani nie komunikowały. Oni, z nielicznymi wyjątkami, żywili do nas niechęć, czy wręcz pogardę, my ich ignorowaliśmy. KOD postawił kilka namiotów typu parasol, duży budowlany agregat prądotwórczy i licznik dni od terminu nieopublikowania wyroku TK. Zażartowałem wtedy, że będą musieli dodać miejsce na czwartą cyferkę. Niewiele się pomyliłem, wyrok został opublikowany po ponad 800 dniach, i oczywiście nie został nigdy wykonany. Codziennie o 16-tej odbywała się ceremonia zmiany cyferki, przyjeżdżał na nią często motorkiem Mateusz. Na co dzień dyżurowały grupy z Polski. I tu czasem dochodziło do spotkań i rozmów. Do czasu, aż pojawiał się któryś z koordynatorów KOD Mazowsze, czy sam Kij i wtedy w trybie alarmowym odwoływano gości z Polski do namiotów KOD, gdzie pouczano ich, że ze zdradzieckimi pepegami się nie rozmawia. Chociaż sam Piotr Wieczorek dość często bywał u nas i rozmawiał z nami. Podobnie Włodek Ciejka i jeszcze kilka osób. Kij nas swoją osobą nie zaszczycił nigdy. Arek Szczurek chodził wieczorami rozmawiać do namiotów KOD-u. Mnie tam nie ciągnęło. Zdarzało się również, że sąsiedzi potrzebowali pomocy, głównie z odpaleniem agregatów, czy nagrzewnic, duży agregat budowlany zastąpiono mocno przechodzonymi agregatami po ok 2kW. Czasem po prostu gotowaliśmy im u siebie wodę na herbatę – my do ogrzewania i gotowania używaliśmy gazu z butli. Namioty oświetlaliśmy prądem z instalacji do zraszania trawników, Heniek Sikora załatwił to z miastem. Miasto przy bramie Ogrodu Botanicznego ustawiło dwa toitoi-e, my na potrzeby pikiety wydzierżawiliśmy swój kibelek od konkurencji ClipClop. Uzyskaliśmy spory rabat na tę usługę i ten sam kibelek służy nam po dziś dzień.
Te nasze udogodnienia były solą w oku sąsiadów z KOD, regularnie donosili na nas, że a to kradniemy prąd, a to nielegalnie postawiliśmy ClipClopa na chodniku. Te drobne szykany nie zrażały nas specjalnie, ale były upierdliwe.
Otrzymywalismy wsparcie z całej Polski. Wrocławska opozycja zorganizowała zrzutkę i zakupiła dla nas dużo sprzętu – duży czteroosobowy namiot turystyczny, szary, nazywany przez nas Szeratonem, pełnił rolę sypialni dla przyjeżdżających z daleka na dłużej. Nagrzewnica na ropę, lampy naftowe, łóżka polowe i wiele innych drobiazgów.
Zgłosił się do mnie szef byłej grupy KOD Dania, przemianowanej po sylwestrowej nocy długich noży na KOMPAS GROUP, z pytaniem, czy nie potrzebujemy jakiejś pomocy. Odpisałem, że potrzebujemy dużego namiotu na biuro i kamery wifi do monitoringu. Zapytał o jakie sumy chodzi. Sądziłem, że na tym się zakończy, jednak kilka dni potem dwie dziewczyny z tej grupy wręczyły mi kopertę z kasą i życzeniami dla głodującego Andrzeja. Namiot zamówiłem przez Allegro, kamerę kilka dni później dostarczyły te same dziewczyny. Niestety, kolegom i koleżankom pomysł z monitoringiem się nie spodobał, i kamera długo nie popracowała.
Namiot rozstawiliśmy na miejscu byłej pikiety RAZEM, na wprost głównego wejścia do KPRM, likwidując rozlatujące się już pawiloniki ogrodowe zakupione przez Heńka. Oczywiście zostało to oprotestowane przez koordynatorów z KOD, którym nie podobało się zmniejszanie dystansu pomiędzy pikietami. Z domu przywiozłem kilka biurek, pozostałości po zlikwidowanej kafejce netowej, komputer stacjonarny, kilka krzeseł etc. Kupiłem taboret gazowy, ktoś przyniósł trzypalnikową kuchenkę turystyczną. Państwo Tworóg pożyczyli piecyki na naftę i dowozoli paliwo do nich, kolejny pożyczyła Agnieszka Robotka-Michalska, pożyczyła też nam drukarkę laserową.