Czyli Obywatele Solidarnie w Akcji. Nazwę wymyślił ponoć Kasprzak. Tak przechrzczono stowarzyszenie KODE, zajumane Heniowi Sikorze i Beacie Sytkowskiej przez Obywateli RP. Jednak nie do końca… Moja idea stowarzyszenia technicznego, niezależnego od grup, które ma wspierać przetrwała. Gdzieś we wrześniu 2016 roku Osa oficjalnie wspierała Obywateli RP, bydgoski Ster na Demokrację i częstochowską grupę Demokratyczna RP skupioną wokół Joli Urbańskiej.

Na wrześniowej kontrmiesięcznicy

Ewka Błaszczyk zapytała, czy ORD nie przyłączyło by się do tej inicjatywy jako kolejna grupa. Po naradzie sztabowej z kolegami zdecydowaliśmy się w to wejść.

OSA sfinansowała nagłośnienie dla Obywateli RP, Demokratycznej RP i Steru na Demokrację. ORD miało od początku własne, czytaj moje. Potem Kompas sfinansował nam aktywną kolumnę 1800 W i aktywny subwoofer 1000 W. Tak zaczął się najpiękniejszy okres pozakodowskiej opozycji ulicznej, niestety, jak się miało okazać – krótki. KOD 1.0 już w tym czasie dogasał. Pod koniec września jeszcze pod jego szyldem partie opozycyjne zorganizowały Marsz Jedności.

Miał iść spod Trybunału Konstytucyjnego

pod pomnik Józefa Piłsudskiego u wylotu ulicy Tokarzewskiego na plac Piłsudskiego. Moje stosunki z KOD-em wtedy były mocno napięte, świeżo w pamięci miałem donosy na policję i nasyłanie pirotechników na mój samochód. Ale Obywatele RP chcieli iść w tym marszu, niosąc wielki baner, tak zwanego „Zimnego Lecha”, czyli portret zmarłego prezydenta i cytat jego opinii o niepodważalnych wyrokach Trybunału Konstytucyjnego. Brakowało im jednak ludzi do trzymania odciągów, ruszyłem więc razem z nimi.

Baner rozwinęliśmy na placu Na Rozdrożu, planując włączyć się w marsz jak już ruszy. Ludzie ze Straży KOD-u omawiali z nami jak to się ma odbywać. Jednak szczęście było ulotne – pojawiło się naczalstwo Straży i zaczęły się schody. Zabroniono nam dołączyć do marszu… Jedność jak sie masz Wiktor… Mało tego, wezwano policję, i zażądano, by nas odprowadziła pod KPRM, „bo tam nasze miejsce”. Olaliśmy to, zwinęliśmy Lecha i ruszyliśmy trasą przyszłego marszu.

Straż KOD-u wysłała za nami patrol policji

I tak przez całe miasto eskortowani jak galernicy dotarliśmy pod pomnik Prusa, odległy od pomnika Piłsudskiego i sceny ustawionej na zakończenie marszu KOD o jakieś 300 metrów. Rozwinęliśmy nasz baner i czekaliśmy na nadchodzący marsz. To oczywiście nie był koniec cyrku – marsz doszedł, koło nas znowu pojawiło się naczalstwo Straży. Zażądano zwinięcia baneru, rzekomo zakłócającego zarejestrowany przemarsz.

W krótkich żołnierskich słowach powiedziałem im

gdzie sobie mogą swoje rozkazy wsadzić. Ponownie została wezwana policja, na żądanie Straży KOD-u odgrodziła nas kordonem od marszu. Henio Wujec z żoną weszli do nas i zrobili sobie zdjęcie. Ludzie z KOD-u i inni uczestnicy marszu byli zdumieni tym zdarzeniem. Opisałem to potem na swoim wallu, nazywając Kaśkę Bożym, której jeszcze wtedy nie znałem „to coś w zielonym”. Mocno się o to pogniewała…

Niecały miesiąc później feministki robiły pod sejmem jakiś event, KOD zafundował im scenę i nagłośnienie, Straż KOD-u to obstawiała. Obok rozłożyli się zygotarianie z tymi swoimi ohydnymi bohomazami przedstawiającymi pokawałkowane płody ludzkie. I ta sama Straż KOD-u, która miesiąc temu nas wyganiała z marszu Jedności, poprosiła, żebyśmy naszymi banerami zasłonili to plugastwo. A potem z nami razem pilnowała, żeby nikt ich się nie ośmielił zrywać, czy niszczyć.

Dziś żyjemy w przyjaźni

Straż KOD-u nie przetrwała długo po zmianie na szczycie tej organizacji, jako powiązana z Kijowskim nie była akceptowana przez nowe naczalstwo. Do dziś jeszcze chyba wegetuje, ale dni jej świetności skończyły się w 2017 roku.

Życie opozycyjne toczyło się wtedy bardzo aktywnie. Jako OSA nagłaśnialiśmy wiele eventów zewnętrznych inny organizacji i grup nieformalnych. Zbieraliśmy podpisy pod pierwszym projektem Ratujmy Kobiety, nagłaśnialiśmy przemarsze obrońców praw zwierząt. I organizowaliśmy kontrmiesięcznice smoleńskie na Krakowskim Przedmieściu. Oczywiście – głównymi organizatorami byli Obywatele RP. Ale ORD zgłaszał swoje zgromadzenia publiczne, OSA swoje. Bywało, że mieliśmy tak 5-8 zgromadzeń zarejestrowanych po obu stronach ulicy.

Kontrmiesięcznice z małych, kameralnych wydarzeń zaczęły się robić imprezą masową. Nieoficjalnie dołączali ludzie z KOD-u. Oficjalnie rodzący się Warszawski Strajk Kobiet. Z całej Polski zjeżdżały grupy formalne i nieformalne. I ten sukces był jednocześnie początkiem końca… Paweł Kasprzak utraciwszy pełną kontrolę nad wydarzeniami zaczął kombinować, jakby się z tego wymiksować, jednocześnie kończąc działalność innych na Krakowskim Przedmieściu każdego 10 dnia miesiąca. Ale nie uprzedzajmy wypadków.

Maciej „Miki” Bajkowski
Zapraszam na Facebooka
Zapraszam na salon24.pl