Wczoraj był Dzień Ckliwych Bzdur, festiwal wykluczania singli, święto amatonormy i cis-heteronormy. Więc na odtrutkę przychodzę do was z obiecanym artykułem o aromantyczności.

Mamy Tydzień Widoczności Osób Aromantycznych, warto więc wyjaśnić, na czym ta orientacja polega.

Aromantyczność jest brakiem pociągu romantycznego. Tak ogólnie rzecz ujmując. A czym jest pociąg romantyczny? Jest to chęć tworzenia standardowo romantycznych relacji, zakochiwania się, bycia w związku.

Nie oznacza to jednak, że osoby aromantyczne nigdy się nie zakochują i nie tworzą relacji uznanych socjokulturowo za romantyczne. Owszem, większość arów takich relacji nie chce i unika, ale nie jest to warunek. Osoby aromantyczne zwyczajnie nie czują POTRZEBY tworzenia tego rodzaju relacji, co nie oznacza, że uczucie czasami nie przychodzi. No i trzeba dodać, że aromantyczność nie jest zerojedynkowa, ale jest pewnego rodzaju spektrum. Można w nim wyróżnić szaromantyczność (obniżony pociąg romantyczny) oraz demiromantyczność (pociąg romantyczny pojawia się przy bliższej relacji).

Ale czym to się wtedy różni od osoby o orientacji, że tak powiem, standardowej? zapytacie.

Moim zdaniem różnica polega na tym, co jest najpierw.

Osoba alloromantyczna (tj. nie aromantyczna) zwykle najpierw odczuwa pociąg romantyczny, pragnienie bycia z kimś w związku, a potem dąży do stworzenia takiej relacji. Osoba aro (lub, poprawniej będzie, w spektrum aromantyczności), takiego pociągu nie ma. Nie chce się zakochiwać, nie czuje potrzeby bycia w związku. Czasami jednak się zdarzy, że się taki aros zakocha. Co wtedy? U każdego może to wyglądać inaczej. Znany mi jest przykład osoby, która zakochała się niedługo po tym, jak odkryła swoją orientację. Czuła wówczas bardzo duży dysonans poznawczy oraz dyskomfort- zupełnie, jakby nieświadomie zażyła narkotyk, jakby była oszukiwana i sterowana przez biologię mózgu, nad którą nie ma kontroli. Są również osoby aro, które, będąc w bliskiej relacji emocjonalnej, nie chcą określać się jako „związek” czy „para”.

Niestety, większość osób alloromantycznych tego nie rozumie.

No bo jak można nie chcieć się zakochać, przecież to takie fajne!

Mówiąc o dyskryminacji osób LGBT+, nie pomijamy asób. Starajmy się zrozumieć, nie wpychajmy na siłę swoich amatonormatywnych przekonań.

Weźmy na przykład trywialne dialogi:

-Czemu Seba jest z Karyną? Przecież ona jest taaaaaka głuuuuupiaaaaa….

-Najważniejsze, że są ze sobą szczęśliwi.

Ten wyświechtany zwrot implikuje, że związek jest źródłem szczęścia, że nie można być szczęśliwym tak ot po prostu, że szczęścia trzeba szukać na zewnątrz. Podobna sytuacja następuje, gdy ktoś żali się nam na brak wzajemności i jęczy: czemu ja nie mogę być szczęśliwy? Odpowiedź brzmi: bo chcesz opierać poczucie szczęścia na kimś, a nie na sobie. Ale ludzie tego i tak nie rozumieją.

-Moim zdaniem świat bez związków byłby lepszy.

-Nikt ci nie każe być w związku.

Mamy tu próbę indywidualnego rozwiązania kwestii społecznej. Tak, nikt nie może mi nakazać bycia w związku, tak jak nikt nie może mi nakazać noszenia butów, ale jakoś tak się dziwnie składa, że jak będziesz latać boso, uznają cię za dziwoląga.

-Aromantyczność? Widocznie jeszcze nie spotkałaś tego jedynego.

Fałszywe, stereotypowe, krzywdzące i dogłębnie normickie założenie, że przeznaczeniem każdego z nas jest znaleźć partnera.

-Masz ochotę na romantyczną kolację przy świecach?

-Kolację chętnie wrąbię, ale romantyczna to ja nie jestem.

-No tak, współczesne kobiety… Tylko kariera, żadnych uczuć 🙁

Stereotyp, że uczucia=tzw. miłość, zauroczenie. Tymczasem aromantycy MAJĄ UCZUCIA. Potrafia lubić, kochać (w sensie np. rodzinę, zwierzaka, swój kraj czy swoje wymarzone autko), niektórzy odczuwają pociąg seksualny, inni są równocześnie asami.Są ludźmi jak wszyscy inni, a robi się z nich zimne suki.

-Bleeee… Czy oni muszą się tak obcałowywać przy ludziach?

-Skoro przeszkadza ci ich miłość, to pewnie jesteś zazdrosna.

Obrzydzać mnie może też publiczne dłubanie w nosie czy iskanie wszy, a wcale nikomu tego nie zazdroszczę. Co więcej, nie mam nic przeciwko dłubaniu w nosie jako takim, ale czy naprawdę muszę to oglądać? To po pierwsze. Po drugie- to, że ktoś się z kimś całuje, nie znaczy z automatu, że się kochają, może po prostu lubią się ze sobą całować. Nie ma nic złego w daniu komuś buzi na ulicy. Ale jak ktoś przy ludziach odstawia soft porno, to chyba mamy problem. Dlaczego „okazywanie uczuć” od razu kojarzy się z „miłością” i jest OK, a okazywanie szaleńczej radości, złości, smutku, które TEŻ są uczuciami, już jest odbierane jako brak stabilizacji emocjonalnej?

-Ej, a idziesz na studniówkę z osobą towarzyszącą, czy bez?

-Nie myślałam, toż to jeszcze pół roku.

-Ale rezerwacje trzeba robić teraz.

Świat oficjalnych przyjęć, wesel, formalnych imprez jest do bólu binarny i związkocentryczny. Skąd singiel/ka ma niby wiedzieć, czy w ciągu pół roku znajdzie partnera na studniówkę? Ma wpłacić zaliczkę za partnera, którego być może nie znajdzie i pieniądze pójdą w błoto? A może ma nie wpłacić, a potem kogoś pozna i nie będzie go mogła zaprosić? Koszty studniówek to kwestia osobna.

-Dżastin i Andżelika są parą? Przecież to się za tydzień rozpadnie.

-A ja tam im życzę jak najlepiej.

Dlaczego zakładać, że „najlepiej” = „kontynuowanie związku”, dlaczego „im”, mowa o dwóch indywidualnych osobach, dla każdej z nich najlepsze może być co innego.

-Zdaje mi się, że znalazłem drugą połówkę.

Nie ma drugich połówek. Przychodzimy na ten świat w całości.