Yo! Pewnie kojarzycie kanał „Gimby nie znajo”? Jednym z cykli tegoż jest „Rzeczy, które zniknęły i nikt tego nie zauważył”. Postanowiłem dodać coś od siebie. Mam nadzieję, że nie wyjdzie mi jakieś smętne, sentymentalne dziadowskie zgredzenie, dlatego na wstępie dodam, że z niektórymi reliktami przeszłości można się pożegnać bez żalu. No bo na co komu dziś książka telefoniczna, ohydna boazeria, zbieracze kurzu i solaria? Nie ma również co rozpaczać za wypożyczalniami filmów, bo nie mają już kompletnie racji bytu (acz sentyment jest). Są jednak rzeczy, które zniknęły… a mogłyby się przydać także i dzisiaj.

Kioski Ruchu, które zniknęły… przedwczoraj

Ten kiosk na warszawskim Lesznie nie przetrwał pandemii. Uwagę zwraca logo ZTM sprzed rebrandingu. Fot. Naczelna

Niech mi ktoś wyjaśni, jakim cudem ten biznes, po stu latach istnienia, przestał być opłacalny? W kiosku można było nabyć nie tylko prasę. Jako dzieciak miałem wrażenie, że jest tam WSZYSTKO. Zapomniałem do szkoły ołówka, bloku technicznego, farbek czy ekierki? Kiosk ratował mi dupę. Musiałem na szybko wymyślić jakiś prezent na zapomniane urodziny? Kiosk! Ba! Nawet, żeby wysłać list, nie trzeba było iść na pocztę – RUCH oferował koperty i znaczki, a i skrzynkę pocztową zwykle miało się w zasięgu wzroku. (Napomknę, że dzisiejsze Żabki to, o ironio, PLACÓWKI POCZTOWE, tylko tam takich utensyliów nie szukaj).

Jeszcze dwie dekady temu kiosk był biznesem zdolnym do utrzymania całej rodziny – która zresztą w prowadzeniu tego biznesu uczestniczyła.

Kioski można również „oskarżyć” o epidemię próchnicy u dzieci, bo wydawanie kieszonkowego na batonika czy lizaka było codziennością. Podczas podwórkowych zabaw miło było zrobić sobie chwilę przerwy i kupić serowe chipsy Hyper (które potem i tak ci koledzy wyjedzą), napój Slice lub twardą jak kamień gumę kulkę. Komu by się chciało iść do najbliższego Tesco? Panie kioskarki zazwyczaj były miłe… ale jednocześnie chytre, tu źle wydały resztę, tam wcisnęły popsutą zabawkę lub zaschnięty korektor, tam zajumały dla siebie dodatek do gazety. Bo kiedyś do wielu gazet, zwłaszcza „kobiecych”, dołączane były prezenty.

Tyle wspomnień, tyle chwil… Przyznawać się, kto kupił swoją pierwszą paczkę fajek w kiosku RUCHu?

Osiedlowe knajpy

Taaa… kiedyś każda dzielnica miała jakiś swój lokalny przybytek. Mógł to być bar mleczny, pub, „chińczyk”, kawiarnia czy choćby przysłowiowa „budka z piwem”.

W niektórych miejscach jugokioski przeszły renowację i służą do dziś. Tutaj dobrze prosperująca pierogarnia na wrocławskim Kozanowie. Fot. Dżejkob Awaria

Sam mgliście pamiętam z dzieciństwa, jak moja mama i sąsiadka plotkowały przy kawie, przez okno kawiarenki kątem oka spoglądając nas, bawiących się na podwórku. Dzisiaj nie do pomyślenia… Tak, w sumie na samodzielność dzieci możnaby zrobić osobny wątek. W każdym razie takie miejsca sprzyjały integracji sąsiedzkiej.

Z socjologicznego i urbanistycznego punktu widzenia, mówić można o gentryfikacji. A to, czego nie zdołała pokonać gentryfikacja, zniszczyła plandemia…

Inflacja zasuwa.

Podobne spostrzeżenia ma nieco ode mnie młodsza Naczelna. Jak kiedyś powiedziała, lekko wnerwiona: nie można normalnie iść na browara, wszędzie te krafty-srafty!

Postaw mi kawę (albo krafta-srafta) na buycoffee.to/obywatel-wszechswiata

Autobusy, które zniknęły z polskich ulic

O wykluczeniu komunikacyjnym powstała już cała książka (p.t. „Nie zdążę”), więc nie będę się powtarzać. PKS – y istniały niegdyś w każdym powiecie. Biało – niebieskie autosany przemierzały kilka razy dziennie pobliskie wioski. I komu to przeszkadzało?

Jeden z wielu opuszczonych dworców w Polsce. Niektóre straszą do dziś. Inne, jak ten w Nowym Dworze Mazowieckim, zostają przerobione na parkingi P+R.

Tak, ja wiem, że PKS się spóźniał, że samochody są teraz tańsze, że prywatni przewoźnicy oferują usługi na wyższym poziomie. Niemniej jednak państwo powinno walczyć z wykluczeniem komunikacyjnym. Niektórzy nie mają prawa jazdy, inni może i mają, ale po prostu nie nadają się na kierowców. Samochód też na wodę nie jeździ i niekiedy ląduje w warsztacie. A wciąż prosić kogoś o podwózkę głupio.

Windows Mobile i Windows Phone

Jakież to było wygodne! Mówcie, co chcecie, ale charakterystyczne „kafelki” były – przynajmniej dla mnie – przyjemne i intuicyjne. No i łatwiej było znaleźć poszukiwaną aplikację, w odróżnieniu od znanych dzisiaj dziesiątek podobnych ikon jednakowej wielkości.

Szeroko wówczas reklamowana Nokia Lumia była marzeniem wielu z nas, a mapy Bing mogły być używane nawet w trybie offline. Sam miałem HTC z windowsem siódemką i bardzo wygodnie się na nim pisało. Oczywiście, gdy człowiek zdołał już opanować klawiaturę ekranową…

Niestety, lepsze wrogiem dobrego.

Telefon z tym systemem da się uruchomić, tak, ale większość aplikacji nie będzie działała jak należy. A szkoda, bo byłby on świetną alternatywą dla Androida i wszechśledzącego „wujka Google”. Współcześnie produkowane telefony wymagają już na starcie zalogowania się na swoje konto Google, a aplikacje synchronizują się i mają wzajemnie dostęp do swoich danych.

Czy ktoś jeszcze pamięta, co oznacza skrót GSM?

No a skoro już tu jesteśmy, to płynnie przechodzę dalej.

Zakamarki dawnego internetu

Od razu mówię, że naszej-klasy mi nie żal. Swoje pierwotne założenie spełniła, poza tym roiło się tam od hejtu z powodu braku sensownej moderacji. Co nie znaczy, że nie miała dobrych stron. Łatwiej było znaleźć ludzi ze swojej klasy, a poza tym, wątki na forum klasowym. Informacja typu „jutro nie ma pierwszej lekcji” łatwo może umknąć na facebookowej grupie. Zawsze żenowały mnie też aŁtoreczki blogasków, zazwyczaj na onecie, które wykłócały się, kto ma więcej „komci”. Albo płacenie komentarzami za stworzenie jakiegoś szablonu na bloga. No żal.pl.

Brakuje mi natomiast Niezatapialnej Armady i innych tego typu analizatorni. Dawna Armada z analizami „opek” niestety została zamknięta, bo jakieś Juleczki uznały, że krytyka dzieU to „pSZemOc”. Taaa… gdyby tylko taka przemoc istniała, to świat byłby piękniejszy.

Tutaj muszę zgodzić się z Telewizją z Kartonu, że fora dyskusyjne były czymś, czego nie dają dzisiejsze grupy na facebooku. Były bardziej przejrzyste i łatwiej coś znaleźć. For, które zniknęły, jest mnóstwo. Niektóre jednak istnieją do dziś, na przykład gazeta.pl czy elektroda, ale odwiedzane są zwykle z sentymentu.

No i to na razie wszystko, co przychodzi mi do głowy. Ale może jeszcze kiedyś wrócę do tematu. Czy macie podobne wspomnienia?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *