Sekciarstwo mocno rzutuje na fakt, że współczesna lewica nie ma najmniejszych szans na przejęcie władzy. Zamiast jedności jest walka o wpływy, rozdrobnienie i intrygi. A czasami prowadzi to do zwykłej, ordynarnej przemocy. Co miało miejsce w niedzielę na Osiedlu Przyjaźń.
Poprzednia część tu: Problemy współczesnej lewicy #1. Pseudoinkluzywność
Co mam na myśli, mówiąc „sekciarstwo”? Częściowo zahaczyłam o ten temat w poprzednim artykule. Sekciarstwo jest jednak problemem o tyle poważniejszym, że potrafi poważnie napsuć krwi osobom, które po prostu chcą zrobić coś dobrego.
Jak powiedział pewien mój znajomy anarchista, niehierarchiczna struktura prędzej czy później przekształci się w hierarchię. Każdy bowiem chce mieć jakieś wpływy, coś dla siebie ugrać, zyskać poklask lub być akceptowanym. Są to uczucia ludzkie i jak najbardziej zrozumiałe. Jednak w mojej małej ojczyźnie wszystko wymknęło się spod kontroli…
Sekciarstwo w domu i zagrodzie
Jak zapewne wiecie, na Osiedlu Przyjaźń doszło do kilku eksmisji. Jest również tajemnicą Poliszynela, że część lokali zajmowana jest bezumownie, co, oczywiście, nie jest niczym złym. Osiedle nie stanowiło zatem jednolitego, zwartego skłotu. W kolorowych domkach mieszkali młodzi idealiści, rozproszeni, ale zjednoczeni. Taaaa…
Niestety wśród mieszkańców Osiedla pojawiła się pewna grupka, której nie zawaham się nazwać sektą. Mimo iż poszczególne pokoje są od siebie niezależne – można wręcz powiedzieć, że są to minikawalerki z łazienką na korytarzu – sekcie tej zaczęło się wydawać, że ma prawo kontrolować wszystkich mieszkańców.
Elita skłotingu
W społeczności takiej, jak ta, nie trzeba się lubić. Ale powinno się chociaż szanować. Niestety, dla niektórych aktywiszcz jest to pojęcie absurdalne. Wymagają szacunku dla swoich „oddolnie wprowadzonych” zasad, a nie potrafią uszanować własnego sąsiedztwa.
Otóż nie tak dawno „elyta” stwierdziła, że będzie robić selekcję, jak na jakichś pieprzonych bramkach w ekskluzywnym klubie. Byłoby to jeszcze do zniesienia, gdyby rządzili sobie w swoim domku. W niedzielę jednak weszli do domku sąsiedniego, aby brutalnie wyrzucić dwie osoby.
Akcja Wisła, edycja Jelonki
Aktywiszcza miały przemiły zwyczaj włażenia na chama do różnych domków i sprawdzania, kto w nich mieszka. Ta paranoiczna wręcz potrzeba kontroli omal nie skończyła się tragedią.
Otóż dwoje moich znajomych (którzy wcześniej mieszkali w tym domku, co ja) w niedzielę późniejszym wieczorem doświadczyło najścia samozwańczych osiedlowych strażników. Te kolorowe, pokojowe i empatyczne aktywiszcza przyszły uzbrojone w łom (dziwne, że nie był on różowy i brokatowy). Dali moim znajomym 20 minut na spakowanie się. Ale łomu i tak użyli. I kiedy zadzwoniłam do swojego pobitego, zszokowanego kolegi, usłyszałam w tle głos jednego z aktywiszcz, który kazał mu się pospieszyć…
Callout przy użyciu łomu
Miałam wątpliwości, czy pisać ten artykuł, głównie ze względu na dobro poszkodowanych osób i ewentualnego przyszłego śledztwa. Pobity kolega zgodził się jednak, bym pokazała zdjęcia jego obrażeń. Obitą miał również twarz, której ze zrozumiałych względów nie publikuję. Zdecydowałam się jednak napisać ten artykuł, bo sprawę upublicznił Dżejkob Awaria, polecam zajrzeć do posta.
Zdarzenie miało miejsce dwa tygodnie temu, ale poszkodowany, jak twierdzi, nadal czuje te nogi.
Ja z kolei na leftbooku dostałam joby, że z konfliktu Syrena vs Przychodnia się nabijałam, a teraz chcę, żeby ktoś się interesował wewnętrznym konfliktem? Taaa… Nikt was nie zmusza, żebyście się tym interesowali. Możecie ominąć post i dalej tkwić w swojej bańce informacyjnej. My zaś, jako niezależne media, nie pozwolimy tej sprawie przejść bez echa.