Dzisiaj będzie trochę refleksyjnie- choć wolę pisać krótko, zwięźle i na temat 🙂 Jakie mamy ustawienia domyślne?
Ostatnimi czasy miałam sporo ciekawych dyskusji. Na ile my sami decydujemy o tym, jacy jesteśmy, a na ile jesteśmy odbiciem społecznych oczekiwań? Słowem – na ile moje decyzje życiowe są moje? Na ile nasze wybory kształtowane są- mniej lub bardziej świadomie- przez otoczenie? Przywracamy ustawienia domyślne?
Jako socjolog powiem: to zależy.
Najchętniej przyjęłabym narrację, że wszystko zależy od nas, wszystko możemy zmienić, a życie jest piękne. Tak niestety nie jest. Jednostka jest uwikłana w sieć różnorakich zależności społecznych. No i pewnych cech się nie zmieni, podobnie jak kształtujących nas wydarzeń z przeszłości. Tylko, czy ogół społeczeństwa to rozumie? Wątpię.
Niech powyższy cytat będzie mottem moich dzisiejszych wypocin 🙂
Teoretycznie społeczeństwo ma coraz szerszą wiedzę i akceptację wobec inności. W praktyce… cóż. Każdy, kto odbiega od ustawień domyślnych, słyszy zwykle setki dobrych rad lub wścibskich pytań. Niekiedy nasze emocje, opinie i potrzeby są negowane. Unieważniane.
Przykład pierwszy z brzegu:
Nauczanie zdalne sprawiło, że uczniowie mogą dłużej pospać. Coraz częściej mówi się, że lekcje należy przesunąć na późniejsze godziny ze względu na naturalny rytm dobowy u młodzieży. Wspieram to całym sercem. Dodam więcej: jestem sową. Szkołę wspominam jako koszmar totalny i wolałabym już robić cokolwiek innego, byle zaczynać o ludzkiej porze.
Niestety, moje inklinacje są przez większość społeczeństwa niezrozumiane. Słyszę komentarze, że wystarczy się wcześniej kłaść. Najczęściej wygłaszają je typowe skowronki, których rytm dobowy jest w zgodzie z tym powszechnym. Tak zwane ustawienia domyślne. Ja jednak mam inne. Najlepiej mi się myśli w późnych godzinach, większość moich artykułów powstaje wieczorami. Niestety „sowy” spotykają się niekiedy z brakiem zrozumienia, a wręcz, można powiedzieć, z dyskryminacją. Wpędza się nas w poczucie winy, bo przecież „jAkSiĘHcEtOmOżNa”. Owszem, można, będąc sową, zmuszać się do zaśnięcia przed 23 i wstania o jakiejś nieludzkiej godzinie. Można, w ramach dostosowania do społecznych oczekiwań, dokonywać brutalnego gwałtu na swoim chronotypie. Ale- jakim kosztem? Nie każdy ma takie same ustawienia domyślne
Nocne marki są bardziej narażone na otyłość, cukrzycę typu II, nadciśnienie tętnicze, depresję i przedwczesną śmierć.
Nie dlatego, że jesteśmy jacyś niedorobieni! Dlatego, że nie możemy żyć w zgodzie z własnym organizmem i porządnie wypocząć. Nie bez przyczyny stan mojej psychiki był najgorszy w okresie licealnym.
Często wyobrażam sobie, co by było, gdyby tym cholernym skowronkom kazać wstawać, dajmy na to, o trzeciej i wtedy zaczynać dzień. A potem z mściwą satysfakcją powiedzieć: trzeba było wcześniej pójść spać!
Albo inny przykład na nietypowe ustawienia domyślne:
Bezdzietność z wyboru. Kochani BzW, ile razy w życiu słyszeliście, że wam się odmieni? Że coś jest z wami nie tak? Albo że to faza? Że urodzisz- pokochasz? Jest to nic innego jak podważanie sprawczości, prawa do własnych decyzji.
Chcesz mieć dziecko? O, a imię już wybrane? A ile? Dziewczynkę czy chłopca? A kiedy?
Nie chcesz? ALE DLACZEEEEEGOOOO!?- a dlaczego ty chcesz?
OK, pytanie o powód decyzji może być motywowane zwykłą ciekawością. Niemniej jednak osób z ustawieniami domyślnymi zwykle nikt nie pyta. Ich wybory się przyjmuje i akceptuje.
Neuroróżnorodność i inne takie
Gorzej jednak, kiedy jednostka mierzy się z różnymi zaburzeniami i chorobami, co utrudnia „typowe” funkcjonowanie. Przy czym choroba, zaburzenie czy atypowość nie powinna być odbierana jako wada czy brak, a jako- no cóż- inność. Niestety…
Ile ja się nasłuchałam: po prostu się skup! po prostu odkładaj rzeczy na miejsce! dlaczego te rzeczy nie są poukładane? najpierw skończ jedno, a potem zacznij drugie! jesteś taka roztrzepana! szybciej! JESZCZE tego nie załatwiłaś? Wrrr. Co gorsza, sama sobie dowalałam: cholera, znowu zgubiłam zeszyt! Jasny gwint, gdzie mój telefon? Jestem beznadziejna, posiałam gdzieś ulubioną czapkę! Dzisiaj już wiem, że mam ADHD i nie jest to moja wina, ale wewnętrzny (hipo)krytyk nadal punktuje mnie na każdym kroku. Niech wypierdala!
Nie łatwiej mają osoby mierzące się z zaburzeniami odżywiania bądź z genetycznymi skłonnościami do tycia. O ile anoreksja jest w jakiś sposób „społecznie oswojona”, a anorektykom się współczuje, to osoby „plus size” często spotykają się ze stygmatyzacją. Wszyscy zwycięzcy genetycznej loterii, posiadacze idealnych figur pomimo obfitego jedzenia, albo szczęściarze, którym apetyt z natury nie dopisuje, chętnie podzielą się dobrą radą. I nie zrozumcie mnie źle- jeśli jesteście pulchni i chcecie zdrowo schudnąć, to jak najbardziej wspieram.
Natomiast „życzliwe” komentarze wcale w tym nie pomagają.
Przeciwnie- przeszkadzają! Wyobraźcie sobie, że bawicie u rodziny z innego miasta i spożywacie razem obiad. Jest miło. Aż w pewnym momencie ktoś rzuca niewinną dobrą radą: „a może powinieneś jeść mniej? po trzydziestce zwolni ci metabolizm…”. W wyniku czego na kolację już nie idziecie, mówiąc rodzince, że nie jesteście głodni i że idziecie spać. Po czym w sekrecie wcinacie chipsy, a wasze myśli zaczynają obsesyjnie krążyć wokół jedzenia, ćwiczeń, wagi, centymetra i BMI. Bo każdy chętnie wytknie grubszej osobie, że coś je- ale tylko ona sama wie, ile razy w ciągu dnia sobie czegoś odmówiła. Tę samą zasadę można odnieść w zasadzie do czegokolwiek, co odstaje od normy.
Transfobia i stygmatyzacja
Osoby LGBT+ niestety spotykają się z dyskryminacją. To fakt. Jednak przemoc wobec osób LGBT nie polega jedynie na wyzwiskach czy biciu (chociaż to się, niestety, także zdarza).
Równie przemocowe jest, moim zdaniem, podważanie czyjejś tożsamości i nazywanie jej fanaberią jak i wtłaczanie w jedynie słuszne ramy. Tranzycja- seria zabiegów ratujących zdrowie, a niekiedy życie- bywa wyśmiewana. Transfoby pieprzą, że „zmiana płci” (wbijcie sobie wreszcie do głów: K-O-R-E-K-T-A!) to „okaleczanie”. Nie dalej jak dzisiaj wnerwiłam się na jakichś dzbanów ze społecznościawki, którzy byli przeciwni refundacji tranzycji (ktoś zrobił ankietę). Osobiście uważam, że refundowane powinny być wszystkie potrzebne zabiegi medyczne, no, ale budżet nie jest z gumy. Jestem w stanie zrozumieć argumentację typu „najpierw zadbajmy o pełną refundację leczenia chorób i poprawę dostępu do lekarzy”. Tak, zadbajmy, zdecydowanie! Podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami! I obydwoma oczami z dość kiepskim wzrokiem, którego nie mogę na fundusz zoperować. I dolną lewą siódemką.
Tyle, że tranzycja to nie kaprys!
Transfoby sprowadzają serię skomplikowanych i, niestety, drogich zabiegów do zmian w wyglądzie. Pytają, co następne- refundacja powiększenia cycków, bo laska ma kompleksy i jej smutno? Zastanawiam się, z czego wynika taka ignorancja. Mamy XXI wiek i internet, można się doedukować, ale po co? WHO już dawno wykreśliła transpłciowość z listy chorób. Transpłciowość jest po prostu niezgodnością płci przypisanej przy urodzeniu z płcią psychiczną. I tyle. Wysyłanie osób trans do psychiatryka czy wyśmiewanie ich potrzeb to przemoc. I absolutnie nie mam tu na myśli, że korzystanie z pomocy psychiatrycznej to coś złego, mojego ADHD też przecież nie zdiagnozował laryngolog. Ale sprowadzanie całej czyjejś tożsamości do „bycia chorym na głowę” to zwyczajna stygmatyzacja, której nie wolno akceptować.
Wyobraź sobie cispłciowy czytelniku
(tzn. nie trans), że masz taką osobowość i tożsamość, jaką masz- ale ciało kobiety, wszyscy używają wobec ciebie żeńskich zaimków, a ty przecież jesteś facetem. Albo męskich, a jesteś kobietą. Fajne uczucie? Nie sądzę.
Nie znaczy to, rzecz jasna, że każda osoba trans chce wykonać wszystkie operacje. Niektórym wystarcza uzgodnienie danych w sądzie, inni zmieniają swój wygląd zewnętrzny przy użyciu specjalistycznego sprzętu, wykonują tylko pierwszą operację lub ograniczają się do brania hormonów. Wszystko to jest jak najbardziej w porządku i normalne. Tylko ty sam/a/o wiesz, czego potrzebujesz. A jeśli nie wiesz, to powinieneś/aś/oś otrzyma wsparcie psychologiczne, bez oceniania i podważania tego, co czujesz.