W trakcie prywatnej rozmowy z Naczelną napisało mi się, że żaden człowiek nie jest doskonały. Nie można przesadzać w dążeniu do doskonałości. I tak się jej nie da osiągnąć, a jak się za bardzo stara, to traci się z oczy sprawy ważniejsze, np drugiego człowieka. Naczelna, jak to ona, nieśmiało poprosiła, bym rzecz rozwinął na portalu. A ponieważ nieśmiała prośba Naczelnej jest w istocie swej równa boskiemu poleceniu, pozostaje mi jedynie posłusznie wykonać 🙂
[su_pullquote]„Żaden człowiek nie jest doskonały. I nie można przesadzać w dążeniu do doskonałości. I tak się jej nie da osiągnąć, a jak się za bardzo stara, to traci się z oczy sprawy ważniejsze, np drugiego człowieka.„[/su_pullquote]
Naczelna z domu rodzinnego i różnych innych miejsc wyniosła przekonanie, że jest straszną bałaganiarą. Jako, że bywam czasem gościem w jej apartamentach, mogę autorytatywnie temu twierdzeniu zaprzeczyć. I owszem, daje się zauważyć lekki nieład artystyczny, ale spokojnie można spożyć kęs, który spadnie na podłogę. Jej mieszkanie jest prawdziwym domem, miejscem służącym człowiekowi. Mimo to nasza Naczelna żyje w ciągłym przekonaniu, że nie dość to swoje mieszkanie wysprzątała. I wstydzi się gości zapraszać, a jak już zaprosi, przeprasza za bałagan…
Twój dom twoją twierdzą, Naczelna 🙂
Ale wracajmy do ad remu. Wymagać trzeba najpierw od siebie, dopiero potem od innych. Warto też mieć na uwadze możliwości i ograniczenia osoby, od której się wymaga. Bo nie wszyscy są w stanie spełniać wygórowane oczekiwania najbliższego otoczenia. Pamiętać też trzeba o zachowaniu równowagi pomiędzy kijem a marchewką. W przeciwieństwie do tej Cyganki, która swoje dzieci biła za karę, a w nagrodę ich nie biła… Tak wychowywane dziecko nie rozwinie się prawidłowo, za to nabawi się depresji i najrozmaitszych zaburzeń osobowości. Przemoc psychiczna jest gorsza od fizycznej. Wiem coś o tym, obu zaznałem w dzieciństwie.
W szkole dziecko z domu, w którym panuje przemoc mocno odstaje od grupy. Dzieci są bezlitosne, ilekroć wyczuwają odmienność czy słabość. W efekcie taki dzieciak nie ma bezpiecznej przystani ani w domu, ani w szkole. A potem zdziwienie, dlaczego próby samobójcze, ucieczki w alkohol czy narkotyki. Świat na haju staje się trochę bardziej znośny. Niestety, ceną są kolejne zjazdy. Nasz system szkolnictwa nie jest przygotowany do radzenia sobie z takimi problemami. Nasza służba zdrowia też nie… Kilka, czy kilkanaście procent naszego społeczeństwa funkcjonuje na jego obrzeżach w ciągłym poczuciu lęku i zagrożenia odrzuceniem.
Nie ma prostej metody na poprawę tej sytuacji.
Błędy na wczesnych etapach socjalizacji obciążają dorosłe życie. Człowiek, w którym zabito wiarę w siebie, któremu do głowy wbito, że zawsze będzie gorszy, do końca będzie o tym przekonany. Nawet jak obiektywnie wcale gorszy nie jest. Jak ma trochę szczęścia i trafi na dobrego terapeutę, może się z najgorszego doła wygrzebać. Ale jak otoczenie i rodzina będą nadal go dołować, najlepszy terapeuta nie pomoże. Tu nie trzeba bluzgów, wulgaryzmów. wystarczy, gdy najbliższe otoczenie nieustannie poddaje w wątpliwość zdolność takiego człowieka do radzenia sobie w życiu, próbuje mu narzucać nieustannie jedynie słuszną drogę rozwoju, na każdym kroku dyskredytuje każdą samodzielnie podjętą próbę dokonania czegoś, i każda terapia okazuje się bezradna.
Nie zauważamy takich ludzi. Nie mają na czole wypisanej traumatycznej przeszłości, uczą się maskować swoje lęki, próbują dostosować się do oczekiwań społeczeństwa. Ale czasem taka maska opada. Ból, rozpacz, złość wylewają się wtedy na zewnątrz. I warto się wtedy nad takim człowiekiem pochylić. Podać rękę, porozmawiać. Po prostu – pomóc. Nie wolno się spieszyć, nie wolno naciskać zbyt mocno. Czasem potrzeba tygodni, a nawet miesięcy, by taka osoba zechciała przyjąć pomoc z zewnątrz. Od obcej osoby.
Sam takiej pomocy zaznałem wielokrotnie
Nikt mi w życiu nie zrobił wiecej krzywdy niż rodzona matka. Pochowałem ją trzy tygodnie temu. Czy wybaczyłem? Nie wiem. Od wielu lat wykreśliłem ją z grona bliskich mi osób. Była i jest nadal mi obojętna. Ale wpływ na początki mojego życia miała, cenę za te początki płacę po dziś dzień. W spisywanych wspomnieniach jeszcze nie raz jej osoba się przewinie. Tak, jak przewiną się osoby, które mi dużo pomogły, choć wcale nie musiały. Jest wśród nich Andrzej Kolikowski, zwany Pershingiem. Inny Andrzej, który w latającym po placu budowy w podartym kombinezonie pomocniku zobaczył materiał na wspólnika w swojej firmie. Jest Paweł – ofiara nagonki na lekarzy, wszczętej przez Ziobrę.
Nie wszystkie efekty niewłaściwej socjalizacji uważam za złe. w jej wyniku np nie utożsamiam się z żadną grupą, choć potrafię w jej ramach egzystować i współpracować. Dopóki jej cele i założenia mi pasują. Gdy przestają, rozstaję się z taką grupą bez żalu i gniewu. Zazwyczaj wcześniej próbując przekonać do swoich racji. I tu znowu kłania się ta nieszczęsna socjalizacja – z tym przekonywaniem mam problem… Mówię co myślę, w takich wypadkach nadużywając słów powszechnie uznawanych za obelżywe…
Naczelna mi czyta przez ramię
Choć piszę te słowa w miasteczku Wolność pod sejmem, a ona w tym czasie dzielnie walczy z łazienką na Bródnie. Portal pozwala Naczelnej śledzić na bieżąco, co kto pisze. I właśnie poinformowała mnie, że wcale nie wstydzi się zapraszać, tylko zawsze przeprasza za bałagan. Coś w tym jest.
Maciej „Miki” Bajkowski
Zapraszam na Facebooka
Zapraszam na salon24.pl