Znalazłam ostatnio taki dość ciekawy post:

https://www.facebook.com/transarmy/posts/478507693644414

A ponieważ warto o tym zjawisku uświadamiać, pomyślałam, że w sumie wyjaśnię sprawę „time blindness” po polsku. I trochę rozwinę.

„Time blindness” czyli zaburzone poczucie czasu

Termin „time blindness” dosłownie oznacza „ślepotę czasową”, ale tak naprawdę nie znam dobrego odpowiednika w języku polskim. Nawet diki.pl nie znajduje tłumaczenia. Najbardziej pasuje tu chyba „zaburzone poczucie czasu”. Ponieważ sama cierpię na ADHD, które z wiekiem daje mi się we znaki coraz bardziej, zauważam te symptomy u siebie. I choćbym nie wiem jak nie chciała się spóźniać- czas płynie mi być może inaczej, niż reszcie czytelników…

Dodam, że piszę o ADHD, gdyż głównie to ono powoduje „time blindness”. Sprawa może jednak dotyczyć również niektórych osób w spektrum autyzmu. O tym jeszcze poczytam i podpytam znajomych autystów. A może ktoś z was tak ma, to- jak mawiał Spejson- komentujcie w komentarzach!

Siedem symptomów „time blindness”

  1. Osoby z ADHD i podobnymi zaburzeniami często nie są w stanie określić, ile czasu zajmie im dana czynność. Stąd mogą pojawiać się działania „na ostatnią chwilę”, jak i- na odwrót- robienie wszystkiego od razu, przybywanie na miejsce spotkania o wiele przed czasem, planowanie wszystkiego z dużym wyprzedzeniem. A jak to wygląda u mnie? Kiedy jestem u siebie i ktoś spyta- dajmy na to- za ile mogłabym być w centrum- to łapię zawiechę. Teoretycznie wiem, ile będę szła na przystanek, ile będę jechała i gdzie mam się przesiąść, ale nie jestem w stanie tak z marszu odpowiedzieć. A to to jeszcze drobiazg. Z tym łączy się też skłonność do prokastynacji, bo przecież mamy jeszcze czas… Dlatego nie zawsze umiem tak po prostu wziąć i zacząć uczyć się czegoś nowego. Robienie planów nierzadko mnie przerasta. Radziłam sobie w ten sposób z sesjami na studiach, ale po paru dniach o robieniu planu dnia magicznie zapominałam. A to powoduje brak systematyczności działań, przez co nie osiągamy zamierzonych celów, przez co łapiemy doła. Co z kolei utrudnia nam podejmowanie działań… i tak dalej.
  2. A później taki adehadowiec uświadamia sobie, ile czasu minęło w rzeczywistości. Pół biedy, gdy chodzi o nierozwieszone pranie czy spóźnienie na randkę. Gorzej, gdy „ślepota czasowa” utrudnia nam samorozwój i „robienie czegoś ze swoim życiem”. Bywa to stresujące. Dla jednych osób momentami gorzkiej autorefleksji są kolejne urodziny, dla innych zmiana daty w kalendarzu.
  3. Ciężko nam stwierdzić ad hoc, czy dane zajęcie będzie bardzo czaso- i pracochłonne, czy też nie. Zdarza się, że pozornie łatwe zadania nas zablokują. Z drugiej strony, rzeczy dla innych trudne możemy niekiedy zrobić bez problemu (jeśli coś jest dla nas bardzo interesujące, ważne czy złapiemy hiperfokusa). Niekiedy jest to porywanie się z motyką na słońce. Z różnymi skutkami.
  4. Bywa, że tak się zatracimy w danym zadaniu, że tracimy poczucie czasu. Mnie się to osobiście rzadko zdarza. Są jednak osoby, które potrafią, dajmy na to, zarwać noc nad ciekawą lekturą. Trochę im zazdroszczę, bo moja uwaga najczęściej jest rozproszona- ale bywa to kłopotliwe, kiedy nie dajemy rady robić czegokolwiek innego… A, właśnie. Rozpraszacze uwagi. Nie bez powodu większość życia używałam telefonów typu cegła. Odkąd mam smartfon z internetem, niebezpiecznie mnie pochłania przeglądanie różnych bzdur. No i czasami jest pokusa, by z lenistwa zawezwać Ubera, zamiast jechać zbiorkomem.
  5. Oczekiwanie. W angielskim to się nazywa „waiting mode”. Wiedząc, że mamy, dajmy na to, jeden wykład wieczorem- cały dzień wyczekujemy, nie mogąc się niczym konkretnym zająć. Mówiąc kolokwialnie- kręcąc się jak w przerębli guano. I bywa, że tak się sfokusujemy na czekaniu, że nie pomyślimy o przyszykowaniu się do wyjścia i pędzimy na ten wykład na ostatnią chwilę. Miewałam tak podczas studiów na UW, gdzie plany zajęć bywały nieźle poszatkowane. Spóźniać się może i nie spóźniałam, ale często zdarzało mi się być na styk, czasami bez, dajmy na to, odpowiedniego notesu. „Ale jak to, PRZECIEŻ MIAŁAŚ TYLE CZASU!”– zdziwi się ignorant. No tak. Miałam.
  6. Problem z planowaniem. To tak bardzo o mnie… Owszem, zmuszam się do robienia jakichś planów, typu: skoro do pracy na 15.30, to wstanę o 10, zjem śniadanie i pójdę po zakupy. Ale z planami dalekosiężnymi… u, tu już gorzej. U mnie wygląda to tak, że są zwykle niezbyt konkretne, czasami wygórowane, a bywa, że i mało realne. Niektórzy mają zaś kłopoty z gospodarowaniem pieniędzmi, bo odłożenie na przyszłość to abstrakcja, a atrakcyjne „coś” do kupienia jest tuż obok. Mnie to przez większość życia nie dotyczyło, należałam do osób oszczędnych, nawet podliczałam wydatki- tylko teraz zabrać się za to nie mogę, mam stertę paragonów…
  7. Wysoka perseweratywność– mówiąc mądrymi słowy. A po prostszemu, wykazywanie reakcji na bodziec długo po tym, jak przestało się go odczuwać. Z tego powodu przykre wspomnienia z przeszłości odczuwamy tak, jakby rzecz wydarzyła się wczoraj. Zdarza się też rozpamiętywanie… choć na logikę wiemy, że było minęło. I odcięcie przeszłości grubą, nomen omen, kreską, bywa trudne.

Jak łagodzi się objawy ADHD?

Dlaczego „nomen omen, kreską”? Substancje stosowane w farmakoterapii ADHD są pochodną amfetaminy. To sprawia, że niektórzy lekarze niechętnie je przepisują, a pacjenta uważają za ćpuna. A jeśli już wypisują, to tylko dawkę na miesiąc, gdyż metylofenidat jest tzw. substancją ścisłego zarachowania. Tymczasem te leki bardzo ułatwiają funkcjonowanie. Sama widzę, jak zmieniło się moje życie po diagnozie. Świadczy o tym chociażby fakt, że właśnie piszę ten post, a nie przeglądam portale społecznościowe…

Więcej dodam. Sama feta- i nie mówię tu o greckim serze- jest stosowana w leczeniu. Co prawda nie w Polsce, bo tu świadomość tego zaburzenia jest niewielka, ale w Stanach już tak.

Język polski jest uroczo wieloznaczny! Nie, ser nie złagodzi objawów time blindness, ale jest smaczny, pasuje do szpinaczku i w ogóle!

W niewielkich, dobranych przez lekarza dawkach, działa inaczej, niż przywykło się uważać- poprawia koncentrację, hamuje nawał myśli, otwiera umysł. Rzecz jasna, mówię tu o zażywaniu w celach medycznych, a nie, jak to mówią, rekreacyjnych. Pojawiają się jednak niepotwierdzone informacje, że ten rodzaj leczenia będzie dostępny i u nas. Czy tak będzie naprawdę, trudno powiedzieć. Nasz kochany NFZ uznaje, że po osiągnięciu pełnoletności dzieci z ADHD stają się w pełni zdrowymi i sprawnie funkcjonującymi dorosłymi. Znaleźć lekarza diagnozującego na fundusz to jak igłę w stogu siana, a refundacja metylofenidatu też się kończy.