Zapewne niejedno z Was nie raz irytowało się i zadawało sobie pytanie, po jaką cholerę ja w swoich postach tak szczegółowo i rozwlekle omawiam fakty i zagadnienia powszechnie znane. W jakim celu tłumaczę, dlaczego np. Macierewicza uważam nie tylko za czubka, ale także ruskiego agenta. Po co niemiłosiernie rozwodzę się nad tym, na czym polega impotencja umysłowa Suskiego, jakich przestępstw dopuściła się Szydłowa, Witek, Dworczyk lub „Skurw*syn Ch*j Pierd*lony…” Obajtek. Tłumaczę, dlaczego nazywam Pawłowicz „psychopatką”, dlaczego Przyłębską uważam za zwykłą wesz, dlaczego Bruksela dziś już wręcz musi wstrzymać fundusze dla Polski i na czym polegał PIS-owski przewał z budową bloku węglowego w Elektrowni Ostrołęka. Przecież są to informacje i wiedza powszechnie znane, do znudzenia powtarzane i komentowane przez zawodowych publicystów, więc po cóż opisuję je tak dokładnie?

Otóż dobrze wiecie, że tylko pozornie jest to wiedza powszechnie znana. Bowiem jest ona znana głównie nam, ludziom, którzy mają stały kontakt z mediami niezależnymi i z nich czerpią wiedzę o wydarzeniach w naszym kraju i na świecie. Tymczasem ja, pisząc każdy post, mam cichą nadzieję, że przeczytają go także osoby spoza naszego „towarzystwa wzajemnej adoracji” jak to się zwykło dawniej mawiać… Że mój tekst dotrze także do ludzi, którzy nie oglądają TVN-u, nie czytują artykułów zamieszczanych w Onecie, nie udzielają się w opozycyjnych grupach na Fb i nie rozmawiają ze swoimi znajomymi na tematy polityczne. Część z nich unika polityki jak diabeł święconej wody, cześć nie ma czasu na uważne śledzenie tego, co się w Polsce dzieje. A część głosuje na PIS, choć niekoniecznie dlatego, że uwielbiają Kaczyńskiego.

Jeśli ma mi się udać „oświecenie” ich i przekonanie do naszych racji, jeśli mają w ogóle zrozumieć jakiś mój tekst, nie wystarczy, że powiem, iż Ziobro zasłużył już sobie na dożywocie w ZK Wronki, że Kaczyński to bolszewik i zakompleksiony socjopata, Czarnek to katolicki psychol, a Szydłowa to wielokrotna przestępczyni… Muszę takim ludziom w miarę prosty sposób wytłumaczyć, dlaczego tak uważam. Żeby moja pisanina ich zainteresowała i stała się dla nich wiarygodna, oni muszą wpierw nabrać pewności, że w swoich postach piszę prawdę. I głównie dlatego moje opisy faktów, wnioski i analizy, które mógłbym streścić w kilku zdaniach, są na ogół tak bardzo obszerne… Po Internecie fruwają tysiące memów i zdjęć z wizerunkami Kaczyńskiego, Cepa, Ziobry lub Przyłębskiej, a poniżej zdanie „Oni zniszczyli Polskę!”. Czy myślicie, że te memy przekonały lub „oświeciły” kogoś z głosujących na PIS lub trzymających się z dala od polityki? Nikogo nie „oświeciły”, nikogo nie przekonały. Oni też widzą, co się dzieje w Polsce. Nie trzeba im więc tego mówić, trzeba im natomiast wytłumaczyć, dlaczego to jest złe, kto ponosi za to winę i jak temu zapobiec. I po raz chyba już tysięczny powtarzam, że nie mam na myśli przekonywania twardego elektoratu PIS! Stracimy tylko czas i nerwy, to są ludzie dla demokratycznej Polski straceni. Równie dobrze możemy gadać ze zlewozmywakiem.

Każde z nas ma w swoim otoczeniu osoby, które albo z powodów czysto ekonomicznych popierają PIS, albo w ogóle nie uczestniczą w życiu polityczno-wyborczym. Jeśli mamy ich przekonać do przejścia na naszą stronę lub politycznego uaktywnienia się i uczestnictwa w wyborach, musimy ich traktować trochę jak takie „duże dzieci”, którym trzeba tłumaczyć nie wszystko na raz, ale stopniowo, po kolei. Ale też oni przypominają często właśnie „duże dzieci”… Jak inaczej nazwać człowieka, który myśli, że jeśli odgrodzi się od polityki, to ta polityka o nim zapomni? Lub takiego, który wierzy w zapewnienia Kaczyńskiego i Cepa, że podjęta akurat kilka miesięcy przed wyborami decyzja o wypłacie dodatkowej emerytury nie ma żadnego związku z polityką i jest tylko przejawem troski ich partii o los najuboższych? Pamiętajmy, że z jakiegoś powodu oni od wielu lat stronią od polityki albo głosują na PIS. Część z nich uważa, że cała nasza klasa polityczna to jedna, wielka banda złodziei. Zawiódł ich SLD, potem PO, a teraz PIS i nie wierzą już nikomu. Inni wychodzą z założenia, że ich głos i tak o niczym nie zadecyduje itd. To są przekonania zakorzenione w tych ludziach dość mocno, często od bardzo dawna. Więc nie starajmy się teraz zrobić z nich zwolenników opozycji w ciągu kilku dni, bo z pewnością to się nam nie uda. I my potrzebujemy czasu i oni też muszą do tego dojrzeć…

Ale musimy zacząć to robić już teraz! A nie za rok. Bo za rok może już być za późno… Po pierwsze dlatego, bo w tak politycznie i ekonomicznie niestabilnym państwie, jak nasze, Kaczyński może podjąć decyzję o przyspieszonych wyborach praktycznie w dowolnym momencie, choćby za miesiąc. Gdy tylko uzna, że ma szanse osiągnąć w nich w miarę przyzwoity wynik. Gdyby PIS miał dziś stabilne poparcie na poziomie 35-36%, mielibyśmy wybory już w maju. Kaczyński wie, że koniec jego władzy jest bliski. Ale czymś innym jest oddanie władzy po porażce w wyborach, w których zdobyło się 25-27% głosów wyborców, a zupełnie czymś innym, gdy traci się władzę w stylu AWS… PIS będzie za wszelką cenę starać się dotrwać do końca kadencji, bo oni dobrze wiedzą, co ich czeka po przegraniu wyborów. Ale jeśli Kaczyński, widząc spadające wciąż słupki poparcia uzna, że trzeba ratować co się da, bo jeśli nie, to skończy tak, jak Krzaklewski i AWS, to może zdecydować się na desperacki ruch nawet 6 miesięcy przed planowym terminem wyborów w 2023 r. Tym bardziej, że głównymi przeciwnikami Kaczyńskiego nie będą wtedy raczej Tusk i Hołownia, ale przede wszystkim formacje prawicowe, Konfederacja i Ziobro. Nie znamy więc dnia ani godziny, dlatego musimy być gotowi do wyborów praktycznie non stop. Bo każdą okazję np. zagapienie się opozycji lub wyraźne rozprzężenie w jej szeregach Kaczyński będzie chciał szybko wykorzystać, a za pretekst do takiej wyborczej wolty może mu posłużyć cokolwiek.

Ani AWS w 2001 r., ani SLD w 2005 r., ani PO i PSL w 2015 r. nie walczyły tak zażarcie o przedłużenie swojej władzy, jak teraz będzie walczyć PIS. Z kilku powodów Nowogrodzka nie cofnie się przed żadnym świństwem, kłamstwem i złamaniem prawa, już zresztą zaczynają kombinować nad zmianą ordynacji wyborczej. SLD, PO i PSL, gdy traciły władzę w wyniku przegranych wyborów, przypominały syte, tłuste i leniwe psy pasterskie, które musiały walczyć z watahą wygłodniałych, zajadłych i zdesperowanych PIS-owskich wilków. Przegrywali władzę, ale mieli realną nadzieję na jej odzyskanie w następnych wyborach. Porażka przy urnach nie oznaczała ani końca ich karier, ani końca ich formacji politycznych, stawali się „tylko” opozycją. Wyborcze przegrane są w demokracjach nie tylko czymś zupełnie naturalnym, ale wręcz nieuniknionym. Tymczasem dla Kaczyńskiego i wszystkich czołowych polityków PIS najbliższe wybory będą walką o wszystko: życie, wolność, wpływy, majątki i przyszłość. Klęska wyborcza będzie dla wielu z nich istnym Armagedonem. Nie tylko usłyszą ciężkie zarzuty prokuratorskie i wyroki skazujące. Nie tylko te wyroki wykluczą ich na długie lata z życia publicznego i kto wie, czy definitywnie nie zakończą ich karier politycznych.

Ale w dodatku klęska w wyborach niemal na pewno doprowadzi do rozłamu i rozpadu ich partii na kilka mniejszych ugrupowań. Nieprędko znajdzie się polityk formatu Kaczyńskiego, wielbiony i cieszący się takim autorytetem wśród konserwatywnego elektoratu, który będzie potrafił trzymać żelazną ręką całą tę PIS-owską bandę, teraz w dodatku zdeprawowaną władzą i poczuciem bezkarności, skłóconą, której najważniejsi politycy ciągną dziś „każdy w swoją stronę”. To, że Kaczyński nie ma dziś silnego i charyzmatycznego następcy okaże się dla jego partii fatalne. Gdy jest kilku kandydatów, mających podobne szanse na przywództwo, żaden nie chce się pozostałym podporządkować. Wojna w PIS jest nieunikniona, nie tylko pomiędzy Cepem i Ziobrą. Kaczyński już dziś nie jest w stanie zapobiegać ciągłym konfliktom i walkom frakcyjnym. Tym bardziej nie będzie miał możliwości zapobiegać im po przegraniu wyborów, gdy będzie jeszcze starszy, bardziej zmęczony, zniechęcony i niedołężny.

Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy nowa władza weźmie odwet na PIS-dzielcach, czy też może skończy się tylko na pogrożeniu im palcem, to po wybuchu afery z Pegasusem chyba już tych wątpliwości nie ma. Nie wyobrażam sobie, by Brejza, Joński, Trzaskowski, Giertych lub Budka odpuścili i zapomnieli… A już na pewno nie odpuści Tusk. Będzie musiał zniszczyć PIS choćby po to, by następna ekipa mogła rządzić w miarę bezpiecznie, bez ciągłej „dywersji i sabotażu” ze strony setek populistycznych, doświadczonych w podjudzaniu i dezinformacji polityków PIS. Poza tym Tusk jest z natury mściwy i potrafi być bezwzględny dla wrogów nie mniej, niż Prezes. Jest także apodyktyczny, dalekowzroczny, przezorny i zapobiegliwy. On przetrąci partii Kaczyńskiego kręgosłup, a potem ją dobije… Taki Ziobro, Kamiński lub Błaszczak wyjdą z więzienia jako starcy. O ile w ogóle z niego wyjdą żywi, bo przecież w więzieniach wypadki się zdarzają, a lubiani tam przez współwięźniów raczej nie będą…

PIS-dzielcy od dawna nie mają już złudzeń, co ich czeka. Będą więc z oczywistych względów walczyć zaciekle o każde miejsce w przyszłym Sejmie. Nie dlatego, by jeszcze jeden prominentny PIS-dzielec miał przez kolejne 4 lata bezpieczną fuchę, ale dlatego, by PIS miał w nowym parlamencie na tyle dużo posłów, by móc blokować choć część niekorzystnych dla nich ustaw, utrudniać pociągnięcie ich do odpowiedzialności za setki przestępstw i torpedować odrzucanie weta „główki prącia Prezesa”. Jeśli 2 tygodnie przed wyborami partia Kaczyńskiego będzie mieć w sondażach poparcie rzędu 23-25%, to nie będą mogli tak na „rympał” sfałszować wyborów, by zrobiło się z tego poparcie 35%. Jeśli zdecydują się na fałszerstwo, to takie nie rzucające się w oczy, ale mające olbrzymie znaczenie. „Dodadzą” sobie ze 3-4%, a Platformie odejmą 3% i komuś jeszcze 1%. W ten sposób zyskają aż 8%. Dlaczego akurat Platformie? Bo właśnie PO najbardziej nienawidzą i zemsty PO najbardziej się boją. A nietrudno przewidzieć, że w nowym rządzie resorty MSW, sprawiedliwości i prokuraturę przejmie najsilniejsza partia opozycyjna.

Już teraz musimy zacząć „naszą kampanię wyborczą”, bo raczej nie uda się zwiększyć poparcia dla opozycji w ciągu ostatnich kilku miesięcy przed wyborami. Tym bardziej, że Nowogrodzka będzie wtedy szastać pieniędzmi na prawo i lewo, byle tylko dokupić sobie trochę wyborców. Nie zapominajmy jednak, że choć rozstrzygnięcia zapadają przy urnach, to 85-90% wyborców jest już wcześniej zdecydowanych, na kogo oddadzą swój głos. W tak piekielnie spolaryzowanym społeczeństwie, jak nasze, diametralne zmiany sympatii politycznych są stosunkowo rzadkie. Wyborca może się zastanawiać, czy zagłosuje na PO, czy na Hołownię, lub czy poprzeć PIS, czy może jednak Konfederację. Ale jeśli jest zdecydowany pójść na wybory, to niemal na pewno nie ma już dylematów, czy głosować na PO, czy na PIS. Ale na tę wcześniejszą jego decyzję musimy zacząć pracować już wiele miesięcy wcześniej.

I na zakończenie… Przestańmy w końcu zajmować się politykami opozycji, bo można to skwitować starym powiedzeniem „przyganiał kocioł garnkowi”… Nie są ani lepsi, ani gorsi od nas. Gdy w grudniu 2019 r. protestowaliśmy pod sądami, było nas takich protestujących w całej Polsce może z 200-300 tysięcy. A powinno być 5 milionów… Ja też bym wolał, żeby w Sejmie zasiadało 140 takich posłów PO jak Joński, Szczerba, Leszczyna lub Nitras… Żeby ci z nich, którzy wypowiadają się w mediach, przypominali swoją agresją dobermany, a nie cocker spaniele. Żeby wszyscy posłowie PSL byli podobni do Kosiniaka-Kamysza lub Zgorzelskiego, a wszyscy posłowie Lewicy do wicemarszałek Senatu Morawskiej-Staneckiej lub posła Śmiszka. Ale mamy to, co mamy i zajmijmy się sobą, a nie nimi. Jeśli dadzą plamę, to im to wytknijmy i ich skrytykujmy, ale nie toczmy z nimi wojny. A już szczególnie teraz. PIS sam dał nam amunicję do walenia w nich ze wszystkich stron. Będziemy mieć teraz komfortową sytuację, nigdy dotąd partia Kaczyńskiego nie była tak osłabiona, bezradna, przerażona i wewnętrznie skłócona. Nigdy dotąd najbliższa przyszłość nie rysowała się przed nimi w tak czarnych kolorach. Wykorzystajmy to więc bezlitośnie. Jeśli teraz nie damy rady zohydzić Polakom ich rządów i przekonać ludzi do popierania opozycji to już doprawdy nie wiem, kiedy miałoby to się nam udać…

Ponownie podaję link do mojej strony. Bo postanowiłem nieco zaostrzyć „kurs” w moich tekstach, a to na pewno pociągnie za sobą kolejne długie bany i Nikodema, i Awarskiego. I wtedy moje posty będziecie mogli znaleźć tylko na mojej stronie lub w Wyborczej Kuźni…

https://www.facebook.com/Polityczne-wariacje-109421898220556

Dziękuję za uwagę.

I proszę o udostępnianie tego tekstu gdzie się da, komu się da i kiedy się da…

Jacek Nikodem vel Jacek Awarski