Pewnego dnia wracałam na stancję po całym dniu zajęć. Byłam zmęczona i głodna, marzyłam tylko o kubku gorącej herbaty, dobrej kolacji i obejrzeniu czegoś zabawnego. Podchodzę do drzwi, sięgam do plecaka i…
Cholera! Zapomniałam kluczy.
Właścicielki mieszkania nie było i nie wiedziałam, kiedy wróci. Rozładował mi się telefon i nie mogłam nawet zadzwonić. Byłam zła na siebie. Wtedy przyszło mi do głowy pytanie:
Jak czują się ludzie, którzy nie mają klucza do żadnych drzwi?
-Nasza wspólnota powstała w 1968 roku w Rzymie, a w Warszawie jesteśmy od 2008 roku, Co tydzień przygotowujemy posiłki dla bezdomnych, odwiedzamy też starsze osoby w Domu Pomocy Społecznej na Solcu-opowiada Agnieszka ze wspólnoty Sant’Egidio.
-Jak wygląda mój typowy dzień? Wstaję o siódmej i cały dzień chodzę- mówi Paweł. Nie wygląda na bezdomnego. Na ulicy mieszka „dopiero’ dwa miesiące. Jego historia budzi współczucie.
-Pochodzę z Litwy i tam też mieszkałem. Jednak, kiedy siostra wróciła z Londynu, wyrzuciła mnie z mieszkania.
Paweł ma 23 lata. Po utracie mieszkania w Wilnie wydał ostatnie pieniądze na pociąg do Bydgoszczy. Tam pracował na budowie, jednak nieuczciwy zyskobiorca oskarżył go o zniszczenie busa i nie wypłacił mu pensji.
-To była praca na czarno. Nic nie mogłem zrobić.
Pan Grzegorz mieszka na ulicy od kilku miesięcy. Został eksmitowany, gdyż z powodu problemów osobistych i rodzinnych nie płacił czynszu.
-Rano jadę do łaźni na Żytniej, następnie na śniadanie na Miodową. Później robię różne rzeczy, nocuję w opuszczonej stajni.
Pan Grzegorz jest tajemniczy i po rozmowie z nim można przypuszczać, iż posiada wyższe wykształcenie. Przeczucie okazuje się słuszne-skończył studia informatyczne.
Bezdomni często ogrzewają się w galeriach handlowych. Te siedliska konsumpcjonizmu stają się niekiedy swoistą ogrzewalnią, miejscem ułatwiającym przetrwanie najbiedniejszym.
-W Galerii Wileńskiej jest KFC, a w nim dozowniki z napojami, których nikt nie pilnuje. Więc po prostu podchodzę do nich i nalewam sobie coli do butelki. Nikt nigdy mnie stamtąd nie przegonił- mówi Katarzyna.
Inne doświadczenia ma pan Grzegorz.
-Kiedyś w Arkadii siedziałem na ławce, podszedł blond ochroniarz, młody chłopak, i powiedział, za przeproszeniem: „Wypierdalać, takich jak wy to tylko w klatce zamknąć”.
-A to skur!…-oburzam się.
-Nie, proszę pani. To był blond ochroniarz.
Kolega pana Grzegorza został pobity przez ochroniarzy w tej samej galerii. Za co? Za to, że nie pasował do wystroju wnętrza? Że burzył obraz konsumpcyjnego raju? Jak bezdusznym trzeba być, żeby pobić bezbronnego, starszego człowieka, który nikomu nie wadzi, pragnie jedynie ogrzać się podczas mrozów?
Co prawda pan Grzegorz zauważa, że spora część bezdomnych sama jest sobie winna za taki, a nie inny stan, i że problem alkoholizmu w tej grupie jest dość spory. Nie zamierzam tego kwestionować. Oczywiście to nie oznacza, że można w taki sposób kogokolwiek traktować.
Katarzyna i jej chłopak Karol to młodzi ludzie, którzy na ulicy żyją-Karol z przerwami- od listopada. Początkowo mieszkali u rodziców Karola, jednak panował tam alkohol i awantury, do tego rodzice nie akceptowali ich związku.
-Czepiali się mojej dziewczyny, że nic w domu nie robi. A ona zwyczajnie nie wiedziała, co gdzie jest i nie chciała grzebać moim rodzicom po szafkach.
Mama Katarzyny jest za granicą, zaś na siostry nie może liczyć. Jedna z nich mieszka w hotelu pracowniczym, więc ciężko byłoby jej przyjąć siostrę na noc.
-Raz na jakiś czas pozwala nam się u siebie wykąpać, ale i to nie zawsze. Ostatnio pożyczyła mi płaszcz, bo stary był brudny jak święta ziemia od spania na klatce. Mieliśmy pościel, ale nam ją ukradli.
-Dawni przyjaciele okazali się niechętni do pomocy, kiedy znaleźliśmy się na bruku. Kiedy prosimy o drobną pożyczkę, każdy wykręca się, że nie ma. A przecież była połowa miesiąca i każdy po wypłacie-denerwuje się Karol.
Paweł natomiast nie ma żadnej rodziny ani znajomych w Warszawie. Rozważa powrót do Bydgoszczy, gdyż tam ma znajomości. Po utracie pracy nie płacił czynszu i został wyrzucony z mieszkania. Na ulicy zaś został okradziony.
-Nic sobie nie wynajmę, bo niby za co? Z drugiej strony nikt nie chce mnie zatrudnić, bo jestem bezdomny. To błędne koło. Mam wykształcenie techniczne, mógłbym pracować na budowie, ale niestety nic z tego. Szukam prac dorywczych, byle czego, żeby tylko zarobić. Jest ciężko.
Podobne doświadczenia ma Karol:
-Pracowałem w callcenter, przez kilka dni, ale zostałem zwolniony. Dlaczego? Hmm… To taka wstydliwa sprawa. Za bardzo się drapałem i szef uznał, że pewnie mam jakąś chorobę. A gdzie miałem się wykąpać, no gdzie? Kasia pracowała w pewnym zagranicznym markecie, ale dostała… 60 złotych wypłaty. Za 4 dni pracy.
-Dokładnie 68,51.-precyzuje dziewczyna.- Wymyślili sobie jakąś niby zaliczkę że brałam w styczniu (ja jestem pewna, że w grudniu).No i potrącili mi też za jakieś gazety które powinny pójść na zwroty, a nie poszły, bo rzekomo ja i ktoś tam jeszcze żeśmy przeoczyli. Co ciekawe, odkąd tam zaczęłam pracę nikt mi nawet nie pokazał jak robić zwroty prasy, nie zostałam też poproszona, by to zrobić i nigdy się tego nie podjęłam. Już nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. Ale gdybym się teraz rozkleiła, pewnie strzeliłabym sobie w łeb.
Znam to. Sama pracowałam w tym markecie.
Znajomi pana Grzegorza znaleźli inny sposób na zarabianie. Spędzają dnie na cmentarzach i oferują przechodniom mycie grobów.
-Ja jestem już za stary i zbyt słaby na takie rzeczy. Ale oni potrafią zarobić nawet sto złotych na jednym grobie. Najlepszy zarobek jest w okresie świątecznym.
-Ostatnio cały czas użeramy się z urzędami. Byliśmy w urzędzie pracy, musieliśmy złożyć zeznania na policji, bo Karol kilka dni temu został pobity. Do tego matka Karola wymeldowała go z mieszkania na Bemowie, które miał odziedziczyć po babci. Kiedyś próbowaliśmy się tam dostać, jak babcia była w szpitalu, ale okazało się, że wymieniła zamki, a sąsiad postraszył nas policją.
-No i przez to nie zdążyliśmy na obiad do kapucynów, więc poszliśmy do Hali Wola i tam szukaliśmy czegoś do jedzenia przy punktach gastronomicznych, bo ludzie często zostawiają coś na tackach-dodaje Karol. –I zostaliśmy wypędzeni przez ochroniarzy, powiedzieli, że mamy zakaz wstępu.
-To co wy tam robiliście? -dopytuję.
-Nic. Ale powiedzieli, że po śmietnikach nie wolno grzebać. Dali nam trzy minuty na wyniesienie się.
Po raz kolejny tego dnia kręcę głową z oburzenia. Dwójka młodych, głodnych ludzi zmuszona do tak upokarzającego zajęcia walczy o przetrwanie i zostaje za to zmieszana z błotem.
Ale oni nie wyglądają na specjalnie zmartwionych tym faktem-ot, codzienność.
-Nasze kanapki i zupa to dla niektórych ważna pomoc, a dla innych pretekst, żeby po prostu spotkać się i pogadać. Bezdomnym często brakuje towarzystwa innych ludzi, zwykłej, niezobowiązującej rozmowy, nie wiedzą, do kogo mają się zwrócić po pomoc. My nie prowadzimy tu punktu porad, jednak oni często sami między sobą wymieniają się informacjami: gdzie w noclegowniach są wolne miejsca, gdzie rozdają darmowe posiłki… Jednak każdy strzeże tajemnicy miejsca swojego noclegu i sposobów na przetrwanie-mówi Radek ze wspólnoty Sant’Egidio.
We wspólnocie jest od dwóch lat. Jak twierdzi, fascynuje go świat tych ludzi- ich odrębność od naszej uporządkowanej rzeczywistości, sposób patrzenia na przestrzeń publiczną.
-Każdy z bezdomnych ma za sobą wiele przeżyć, niekiedy smutnych. Ale starają się nie poddawać-dodaje jego koleżanka, Magda. -Nie można przechodzić obojętnie obok ludzi potrzebujących tylko dlatego, że pomaganiem im powinno zająć się państwo czy „jakieś” inne organizacje.
Tekst ukazał się po raz pierwszy w 2015, na nieistniejącym już w obecnej formie portalu Młodzi Dwudziestoletni. Postanowiłam go przypomnieć, gdyż idzie zima i problemy osób w kryzysie bezdomności stają się coraz bardziej dotkliwe.